piątek, 21 listopada 2014

[19.] saved [vol.1]

Komisarz Kofler: Mój Watson

Dzień, w którym Wellinga przekroczył próg mojego pokoju, drąc się w wniebogłosy, że apokalipsa jest już blisko, zmienił całe moje dotychczasowe życie.
Wzruszyła mnie historia Freunda. Jego ból po zniknięciu wkładek był spektakularny; nigdy czegoś podobnego nie widziałem, Severin całkowicie oszalał, zmienił się nie do poznania! Depresja, stany lękowe, odseparowanie się od społeczeństwa, niekontrolowane ataki agresji - to wszystko było zupełnie nie w stylu tego zębiastego Niemca.
Postanowiłem, że pomogę mu znaleźć jego wkładki. Za bardzo wstrząsnęła mną jego historia, bym mógł przejść obojętnie koło jego cierpienia tak, jakby niechybnie zrobiła większość naszej skocznej braci na czele z tymi burakami z Norwegii ( wiecie, nienawiść austriacko-norweska nie umiera nigdy! Taki klasyk.). Poza tym jestem policjantem i ślubowałem, że będę niósł ludziom pomoc.
Superkofla zaczął działać.
*
Pierwszym krokiem, jaki podjąłem, były przesłuchania. Rozmawiałem ze wszystkimi, którzy mogliby w jakimkolwiek stopniu łączyć się z tą sprawą. Nie odpuściłem nawet szacownej kochanicy papy Pola. Apoloniusza rzecz jasna. Ale ona, poza krytyką słabego dizajnu freundowych wkładek, nie wniosła do śledztwa niczego wartościowego.
Tok śledztwa nieprzerwanie parł do przodu, przesłuchiwaniom oddawałem cały wolny czas, nieraz narażając się tym Pointnerowi. Poszlak w historii do zweryfikowania, osób do prześwietlenia przybywało, a ja sam już powoli zaczynam się gubić w tym gąszczu informacji. Na szczęście Bóg postanowił zlitować się nad swym biednym sługom i zesłał pomoc...
*
Manuel zakończył swoje zeznania oświadczeniem, że jestem najlepszym superbohaterem, jaki tylko ratował świat i ogólnie prawie wyznał mi miłość. Skromnie spuściłem oczy, delikatnie się rumieniąc, niczym gimnazjalistka na pierwszej randce. Wiedziałem, że ta sprawa można przynieść mi wieczną chwałę i cześć, ale nie spodziewałem się, że stanę się obiektem westchnień łamane przez wzorem do naśladowania. A małe dzieci (i Fettner, choć on za bardzo nie odbiega od kategorii dzieci) będą wieszać na ścianach plakaty z moją podobizną.
- Daj spokój, takie moje obowiązki. - Machnąłem lekceważąco ręką, po czym zamknąłem swój notatniczek i spojrzałem na zachwyconego Fettnera. Cóż, chyba go inspirowałem.
- Jak dorosnę chcę być taki jak ty! - Oznajmił rezolutnie, nie odrywając ode mnie oczu. Przyznam, że poczułem się nieswojo. O ile taki wzrok był częstym zjawiskiem u kobiet, o tyle cielęce spojrzenie u faceta było, uh, krępujące i niezręczne.
- Zacznij od teraz. - Powiedziałem, wpadając na dobroduszny pomysł. Ot, kolejny dowód na wielkość mojego serducha. Oj, będę miał, co pisać w swojej autobiografii. - Każdy Sherlock potrzebuje swojego Watsona.
- Czy ty...? - Manuel niemal się zapowietrzył, a jego oczy zaszły łzami.
- Tak, Fetti. - Uśmiechnąłem się. - Zostaniesz moim Watsonem?
- O Boże, tak! Taktaktak! - Brunet rzucił mi się na szyję, omal nie przewracając nas na ziemię. - O em dżi! Kofla! Będę najlepszym Watsonem na świecie! Obiecuję!
- Okej. - Zaśmiałem się nieco niezręcznie. Jego reakcja przeszła moje najśmielsze wyobrażenia.
- To co mam robić?
- Cóż - Gdy Fetti już mnie puścił i zaczął hiperwentylować na swoim stołku, zacząłem wertować swój różowy notesik (Tak, jest różowy i jest w jednorożce, ale wbrew powszechnej opinii nie pożyczyłem go od córki Morgensterna... Bo od córki Stefcia Huli, badum tss.). - Mam kilka typów, którym trzeba się dokładnie przyjrzeć, więc miej oczy szeroko otwarte na a) Ulrikę (no wiadomo); b) Pointnera (Bardzo źle się z tym czuję, no ale...); c) Norwegów z naciskiem na Bardala i Fannemela (Norwegowie równa się zło, wiadomo); d) Stefcia Hulę (choć tu bardziej czepiałbym się kwestii nielegalnego przemytu, ale Stefciowi przecież można wszystko wybaczyć); e) Wellingę (bo jest dziwny).
- A Ammannowi? - Fettner zmarszczył czoło, intensywnie myśląc nad jakąś swoją innowacyjną teorią. Taki z niego myśliciel, ech.
- Ammann jeszcze się nie pojawił w układance.
- No ale... Pomyśl logicznie przez chwilę, mój wodzu i mój wzorze. Co łączy Ammanna i Freunda?
By nie urazić Manuela, z całych sił starałem się nie zrobić facepalmu, ale to było silniejsze ode mnie. Ręce i cycki opadają, gdy słucha się jego wywodów. Ta fettnerowa głowa to jakieś zbiorowisko dziwnych, poplątanych myśli, których strach rozplątywać.
- Oprócz skoków nie widzę żadnej rzeczy wspólnej, mój drogi. - Odparłem z pewną dozą wyniosłości w głosie.
- I tu się mylisz, przyjacielu. - Manu dumnie wypiął klatę, podekscytowany niczym przedszkolak, któremu wypadł pierwszy ząb. - Kły! Wielkie siekacze!
Oookej. Note to self: nigdy nie podążać za tokiem myślenie Fettnera. Grozi destrukcją szarych komórek!
- Powiedzmy, że się zgadzam. - Wywróciłem oczami. - I co dalej?
- Simi pozazdrościł Sevikowi wkładek do żucia, przecież wiadomo, że Ammann to zazdrośnik jakich mało. Plotka głosi, że zazdrości nawet samemu Królowi Walterowi Pierwszemu władzy. Kto wie jaki zamach stanu kiedyś wykona... - Brunet pokręcił głową w zamyślaniu, szybko porzucając swoją pierwszą myśl.
Westchnąłem głośno, powierzając moją misję Latającemu Potworowi Mannerowi. Łatwo nie będzie.
********

No cześć moje kochane!
Za nami pierwsze kwalifikacje, a więc przybyłam z rozdziałem, głosząc wszem i wobec tą piękną wieść, że skijumpingowy cyrk znowu zaczął się kręcić. Jak ja tęskniłam za tym <333
A teraz lecę męczyć się kończyć niespodziewajkę na jutro.
Dobrej zabawy jutro i niech wiatr będzie z Wami!

PS. Przypominam o ankiecie na dole ;)