piątek, 26 grudnia 2014

[20] saved [vol.2]



Kofler: ofensywa

- Podsumowując nasze śledztwo... - Zacząłem głośno, prześlizgując wzrokiem po twarzach zebranych. - Mamy solidne postawy, aby winnymi kradzieży wkładek i psa uznać Andresa F. i Ulrikę L. A Andreas W. i Pascal B. są winni brania współudziału w przestępstwie.
- Pff, byłem szantażowany! - Oburzył się Wellinga. Oczywiście został poparty przez swoich rodaków.
- Okej, w takim razie skupmy się na Fannisie. Musimy opracować plan dostania się do bacówki, znalezienia wkładek i aresztowania Fannemela. Fettner, mów czego się dowiedziałeś. - Przekazałem głos mojemu asystentowi.
Manu wyszedł na środek pokoju, błyskając zębami w szelmowskim uśmiechu.
- Cześć wam. - Przywitał się grzecznie. On to jednak jest ułożony. - Freundi nie smutaj, znajdziemy twoje wkładki i już niedługo będziesz mógł je żuć do upadłego.
Sev odwdzięczył się słabym uśmiechem.
- Przechodząc do istoty sprawy... Kofi, słyszysz jakich ładnych słów się nauczyłem, dzięki tobie? W każdym bądź razie, ustaliłem, iż bacówka Jędrzeja jest pilnie strzeżona przez drut kolczasty, buldogi i wpienionego Bardala, rzucającego pyrami. Ponadto Fannamel ma w środku karabin na śnieżki oraz podwędzoną Królowi Walterowi małą siekierkę. Niewykluczone, że będzie chciał wziąć na zakładniczkę Ulrikę, która siedzi w bacówce i uczy się robić oscypek. Według moich ustaleń, wkładki powinny tam być, aczkolwiek nie znam miejsca ich położenia. Wellingator natomiast jest przywiązany koło kominka. Dobra wiadomość, ma miskę pełną Pedigree.
- On boi się ognia. - Załkał cicho Wellinga.
No cóż, ta sprawa przerastała psychicznie każdego, zwłaszcza takich młodych i niedoświadczonych ludzi jak Welli.
- Spokojnie, brachu. Wszystko mamy pod kontrolą. Właściwie nic nie jest pod kontrolą, ale myśl, że wszystko jest w porzo. Pozytywne myślenie to podstawa. No wiesz, butelka do połowy pełna i takie tam... - Paplał Fetti, a Wellinga tylko wpatrywał się w niego okrągłymi oczami.
No cóż, byle tylko Wellinga się nie mazał.
- Po prostu ich zaatakujmy - zaproponował Freund, który już nie mógł się doczekać, aż będzie mógł wziąć odwet za swoje wkładki. Oj, nie chciałbym być w skórze Fannisa. - Niech ten kurdupel poczuje moc moich dorodnych siekaczy.
- Możemy użyć też gazu rozweselającego! - Zaproponował Wanki, podniecony jak czternastolatek pierwszy raz w życiu oglądający porno. - Przydałoby się też coś na Bardala, bo wątpię, żeby pobiegł za kiełbasą, którą byśmy mu rzucili. Chociaż... Czasami ma takie psie odruchy.
- I nawet merda tyłkiem. Czasami. - Poparł go Geiger.
- Zografski-Wampir też z nami pewnie pohasa i wyssie krew z tego złoczyńcy! - Rzucił znowuż Wank. Coś go niechybnie oświeciło, iż sypał pomysłami jak z rękawa. - I Ammann z różdżką, Stefcio z Żubrówką, a Hofer weźmie krótkofalówkę i Mirana, bo wiadomo, że Hofer hejci Norwegów jak baranek wielkanocny Mikołaja. No i nie zapomnijmy o Pointnerze... Ten to dopiero przyfasoli chorągięwką Fannisowi!
- Wow, Wanki, twoja inwencja twórcza sprawiła, iż zaniemówiłem. - Powiedziałem, byle tylko przerwać ten słowotok Niemca. - Ale myślę, że zrobimy tak...
*
Mróz skrzypiał pod butami, gdy parliśmy przez śnieżne zaspy hen pod bacówkę Jędrzeja. Ta noc była ciemna i zimna, zupełnie jakby Fannemel przejął władzę nad światem i Kosmosem. Cisza jaka panowała wokół dudniła w uszach, jedynie cichy szloch Wellingi trzymał nas przy zdrowych myślach. Jakkolwiek to brzmi.
- Już ją widać. - Szepnął Fettner.
Rzeczywiście w oddali widać było jasny snop światła. Moi towarzysze, aż zatrzymali się na chwilę, wbijając wzrok w niewielką chatkę, jakby czując, że tam dopełni się ich przeznaczenie. A przynajmniej przeznaczenie Freunda, który będzie musiał stoczyć zawzięty bój z Fannemelem. I nie ukrywam, że może to być walka na śmierć i życie.
- Raz kozie śmierć. - Stwierdził Severin i ruszył naprzód. Jego determinacja była godna podziwu. Rety, jak on kochał te wkładki to głowa mała. Może Ulrika ukradła je, bo była o nie zazdrosna? W końcu znaleźliśmy jakiś sensowny motyw!
Najważniejsze pytanie jednak brzmiało: Co wspólnego z tym wszystkim ma Fannemel? Bo jakoś nie wierzyłem, by zbudował całą tą intrygę z nudów. Z nudów bowiem można się uchlać, a nie popełniać takie straszne przestępstwa.
- Przygotujcie się. Zaczynamy. - Powiedziałem spokojnie. Jako jedyny nie telepałem się jak osika. Doświadczenie nie pozwalało mi stracić zimnej krwi i zdrowego rozsądku. Dlatego też czułem się odpowiedzialny, by utrzymać moich kompanów w względnym spokoju. Panika była nam potrzebna jak kotu kość.
Przystąpiliśmy zatem do operacji: "Jak upolować norkę". Fettner zgrabnie niczym japoński ninja wspiął się na dach bacówki, gotowy w każdej chwili wskoczyć przez komin (uznaliśmy, że skoro ta sztuczka udaje się świętemu Mikołajowi to dlaczego by nie Manuelowi?), Wellinga i Bodo obeszli bacówkę i znaleźli tylne wyjście, Wank kombinował coś przy uchylonym oknie, Freitag kręcił się w pobliżu z zestawem małego lekarza, a Geiger zaczął odprawiać egzorcyzmy przed Bardalem (Karl myślał, że to serio na niego zadziała, ale dla was było ważne tylko to, że Bardal się wpieni i będzie ganiał Geigera po całych Tatrach). Natomiast ja i Severin grzecznie zapukaliśmy do drzwi wejściowych.
Otworzył nam Fannis z cygarem w gębie, ubrany w biały, gruby szlafrok. Jednakże nie wydawał się być zdziwiony naszym widokiem, co więcej on na nas czekał!
Scheisse, wpadliśmy w pułapkę!, pomyślałem.
Norweg gestem zaprosił nas do środka i kazawszy się nam rozgościć, nalał do literatek whisky. Spojrzeliśmy po sobie z Severinem, oszołomieni. Czy plan Fannemela polegał na uśpieni naszej czujności oder wyprowadzeniu nas z równowagi?
- Czemu mogę zawdzięczać waszą wizytę? - Zapytał tymczasowy pan domu, po czym wziął łyka swojego drinka.
Znowu wymieniliśmy spojrzenia z Freundem. W końcu wzruszyłem ramionami i postawiłem wszystko na jedną kartę.
- Chcemy wkładek Severina. I psa Wellingi. Wiemy, że to ty je masz.
Anders nonszalancko wypuścił dym z ust wprost na nas, po czym uśmiechnął się iście diabelsko i tak bardzo w swoim stylu. A ja nie wierzyłem świadkom, gdy mówili, że Fannemel to czyste zło!
- Może i je mam. - Odparł, wygodniej rozsiadając się na fotelu.
- Więc? - Severin uniósł do góry jedną brew. Wcześniej ustaliśmy, że nie może dać się ponieść emocją i ma być bardziej kamienny niż Janne Ahonen.
- A co wy możecie ofiarować mi w zamian? - zapytał nieco rozbawiony. Ewidentnie grał z nami w kotka i myszkę, ale nie ze starym Koflerem takie numery!
- Święty spokój i wiadro mannerów.
Reakcja Norwega była niespodziewana - blondyn wybuchnął głośnym śmiechem. To mi się nie spodobało. Bo jak można śmiać się z mannerów? O mannery powinien błagać nas na kolanach!
- Chłystek smarkaty. - Syknął cicho Sevi, zaciskając dłonie w pięści. Ostatkiem sił powstrzymywał się, by nie rzucić się na Fannemela i by nie nie wyrwać z jego dupy tych krótkich nóżek.
- Mam jedno pytanie. - zaczął zamiast tego. - Dlaczego?
Fannemel spoważniał. Odłożył już pustą literatkę oraz cygaro na bok, po czym splótł palce i patrzył na nas spod rzęs.
- To jest ten moment, w którym powinienem wyśpiewać wszystko jak na spowiedzi, wszystkie dlaczego i to, co zaraz z wami zrobię, bym mógł w spokoju dokonać swojego złowieszczego planu? - Uśmiechnął się drwiąco.
- Właśnie tak, bracie, więc śmiało. - Prychnąłem.
- Tylko, że nic takiego nie nastąpi. Mój plan został już zrealizowany w stu procentach. - Anders wypiął dumnie pierś i wyszczerzył się jak głupi do kawałka sera.
Nasza konsternacja natomiast się pogłębiła.
No cóż, nastał ten moment, w którym trzeba było przejść do ofensywnego planu działania.
Nie minęła minuta, a z kominka wyszedł osmolony Fettner. W tejże chwili też do pokoju wpadli Wellinga, Bodo, Freitag i Wank trzymający za fraki Ulrikę. Okrążyliśmy zaskoczonego Fannemela i z groźnymi minami spowodowaliśmy, że w jego zimnych oczach zalśniło coś na kształt paniki.
- Gdzie wkładki, gnoju?
- I gdzie mój pies?
Fannis zrobił się jeszcze mniejszy niż w rzeczywistości jest, po czym wziąwszy głęboki wdech powiedział:
- Fanniszauer jest w przybudówce obok bacówki.
Wellinga pisnął radośnie, po czym pobiegł w rzeczone miejsce.
- I... - Freund złapał Norwega za szlafrok i podniósł go ku górze. Chłopak, już autentycznie przerażony, otworzył usta, by zdradzić swój wielki sekret, kiedy to główne drzwi stanęły otworem, a Bardal z miną mordercy wepchnął związanego Geigera i przyłożył scyzoryk do jego tętnicy.
- Odłóż mojego ziomka na ziemię i cofnij się Przeżuwaczu, inaczej ten nędznik zginie. - Zagrzmiał...
**********

O rany, kiedy wczoraj dodawałam ogłoszenie to nie myślałam, że uda mi się dzisiaj skończyć ten rozdział. Ale zmęczyłem go, jedząc przy tym tyle pierników, że brzuch duży. No i śnieguje za oknem, a z takimi widokami to od razu lepiej się pisze :)

A jeśli mało wam takich bzdur jak powyżej to wciąż zapraszam na bzdurę w wersji świątecznej: welcome-xmas.blogspot.com 

ale ze mnie hojny mikołaj, hehs.


czwartek, 25 grudnia 2014

Ogłoszenie parafialne


Choineczki moje piękne! Kamilkowy Mikołaj zamiast rozdziału przynosi Wam (mam nadzieję, że równie miły) spam! Zaraz lecę po pierniczki i próbuję kończyć rozdział, a Was w tym czasie odsyłam to świątecznej niespodziewanki, gdzie życzenia i okolicznościowy jednopart: http://welcome-xmas.blogspot.com/

I oby poszło w cycki ;)


piątek, 21 listopada 2014

[19.] saved [vol.1]

Komisarz Kofler: Mój Watson

Dzień, w którym Wellinga przekroczył próg mojego pokoju, drąc się w wniebogłosy, że apokalipsa jest już blisko, zmienił całe moje dotychczasowe życie.
Wzruszyła mnie historia Freunda. Jego ból po zniknięciu wkładek był spektakularny; nigdy czegoś podobnego nie widziałem, Severin całkowicie oszalał, zmienił się nie do poznania! Depresja, stany lękowe, odseparowanie się od społeczeństwa, niekontrolowane ataki agresji - to wszystko było zupełnie nie w stylu tego zębiastego Niemca.
Postanowiłem, że pomogę mu znaleźć jego wkładki. Za bardzo wstrząsnęła mną jego historia, bym mógł przejść obojętnie koło jego cierpienia tak, jakby niechybnie zrobiła większość naszej skocznej braci na czele z tymi burakami z Norwegii ( wiecie, nienawiść austriacko-norweska nie umiera nigdy! Taki klasyk.). Poza tym jestem policjantem i ślubowałem, że będę niósł ludziom pomoc.
Superkofla zaczął działać.
*
Pierwszym krokiem, jaki podjąłem, były przesłuchania. Rozmawiałem ze wszystkimi, którzy mogliby w jakimkolwiek stopniu łączyć się z tą sprawą. Nie odpuściłem nawet szacownej kochanicy papy Pola. Apoloniusza rzecz jasna. Ale ona, poza krytyką słabego dizajnu freundowych wkładek, nie wniosła do śledztwa niczego wartościowego.
Tok śledztwa nieprzerwanie parł do przodu, przesłuchiwaniom oddawałem cały wolny czas, nieraz narażając się tym Pointnerowi. Poszlak w historii do zweryfikowania, osób do prześwietlenia przybywało, a ja sam już powoli zaczynam się gubić w tym gąszczu informacji. Na szczęście Bóg postanowił zlitować się nad swym biednym sługom i zesłał pomoc...
*
Manuel zakończył swoje zeznania oświadczeniem, że jestem najlepszym superbohaterem, jaki tylko ratował świat i ogólnie prawie wyznał mi miłość. Skromnie spuściłem oczy, delikatnie się rumieniąc, niczym gimnazjalistka na pierwszej randce. Wiedziałem, że ta sprawa można przynieść mi wieczną chwałę i cześć, ale nie spodziewałem się, że stanę się obiektem westchnień łamane przez wzorem do naśladowania. A małe dzieci (i Fettner, choć on za bardzo nie odbiega od kategorii dzieci) będą wieszać na ścianach plakaty z moją podobizną.
- Daj spokój, takie moje obowiązki. - Machnąłem lekceważąco ręką, po czym zamknąłem swój notatniczek i spojrzałem na zachwyconego Fettnera. Cóż, chyba go inspirowałem.
- Jak dorosnę chcę być taki jak ty! - Oznajmił rezolutnie, nie odrywając ode mnie oczu. Przyznam, że poczułem się nieswojo. O ile taki wzrok był częstym zjawiskiem u kobiet, o tyle cielęce spojrzenie u faceta było, uh, krępujące i niezręczne.
- Zacznij od teraz. - Powiedziałem, wpadając na dobroduszny pomysł. Ot, kolejny dowód na wielkość mojego serducha. Oj, będę miał, co pisać w swojej autobiografii. - Każdy Sherlock potrzebuje swojego Watsona.
- Czy ty...? - Manuel niemal się zapowietrzył, a jego oczy zaszły łzami.
- Tak, Fetti. - Uśmiechnąłem się. - Zostaniesz moim Watsonem?
- O Boże, tak! Taktaktak! - Brunet rzucił mi się na szyję, omal nie przewracając nas na ziemię. - O em dżi! Kofla! Będę najlepszym Watsonem na świecie! Obiecuję!
- Okej. - Zaśmiałem się nieco niezręcznie. Jego reakcja przeszła moje najśmielsze wyobrażenia.
- To co mam robić?
- Cóż - Gdy Fetti już mnie puścił i zaczął hiperwentylować na swoim stołku, zacząłem wertować swój różowy notesik (Tak, jest różowy i jest w jednorożce, ale wbrew powszechnej opinii nie pożyczyłem go od córki Morgensterna... Bo od córki Stefcia Huli, badum tss.). - Mam kilka typów, którym trzeba się dokładnie przyjrzeć, więc miej oczy szeroko otwarte na a) Ulrikę (no wiadomo); b) Pointnera (Bardzo źle się z tym czuję, no ale...); c) Norwegów z naciskiem na Bardala i Fannemela (Norwegowie równa się zło, wiadomo); d) Stefcia Hulę (choć tu bardziej czepiałbym się kwestii nielegalnego przemytu, ale Stefciowi przecież można wszystko wybaczyć); e) Wellingę (bo jest dziwny).
- A Ammannowi? - Fettner zmarszczył czoło, intensywnie myśląc nad jakąś swoją innowacyjną teorią. Taki z niego myśliciel, ech.
- Ammann jeszcze się nie pojawił w układance.
- No ale... Pomyśl logicznie przez chwilę, mój wodzu i mój wzorze. Co łączy Ammanna i Freunda?
By nie urazić Manuela, z całych sił starałem się nie zrobić facepalmu, ale to było silniejsze ode mnie. Ręce i cycki opadają, gdy słucha się jego wywodów. Ta fettnerowa głowa to jakieś zbiorowisko dziwnych, poplątanych myśli, których strach rozplątywać.
- Oprócz skoków nie widzę żadnej rzeczy wspólnej, mój drogi. - Odparłem z pewną dozą wyniosłości w głosie.
- I tu się mylisz, przyjacielu. - Manu dumnie wypiął klatę, podekscytowany niczym przedszkolak, któremu wypadł pierwszy ząb. - Kły! Wielkie siekacze!
Oookej. Note to self: nigdy nie podążać za tokiem myślenie Fettnera. Grozi destrukcją szarych komórek!
- Powiedzmy, że się zgadzam. - Wywróciłem oczami. - I co dalej?
- Simi pozazdrościł Sevikowi wkładek do żucia, przecież wiadomo, że Ammann to zazdrośnik jakich mało. Plotka głosi, że zazdrości nawet samemu Królowi Walterowi Pierwszemu władzy. Kto wie jaki zamach stanu kiedyś wykona... - Brunet pokręcił głową w zamyślaniu, szybko porzucając swoją pierwszą myśl.
Westchnąłem głośno, powierzając moją misję Latającemu Potworowi Mannerowi. Łatwo nie będzie.
********

No cześć moje kochane!
Za nami pierwsze kwalifikacje, a więc przybyłam z rozdziałem, głosząc wszem i wobec tą piękną wieść, że skijumpingowy cyrk znowu zaczął się kręcić. Jak ja tęskniłam za tym <333
A teraz lecę męczyć się kończyć niespodziewajkę na jutro.
Dobrej zabawy jutro i niech wiatr będzie z Wami!

PS. Przypominam o ankiecie na dole ;)



piątek, 31 października 2014

[18.] save the night


Hofer: Szach mat

Słońce ty moje naiwne, ja jestem Królem Skocznego Świata, jam Hofer Pierwszy Wielki i nic, co skoczne nie jest mi obce. Wiem wszystko, ale to w s z y s t k o, co dzieje się na moim podwórku, wiem nawet, kiedy obrażasz mnie albo Tepesa Seniora. I tak, zawsze potem czeka cię kara. Więc nie złowieszcz na mnie, bo im więcej kurw, tym częściej będziesz poza trzydziestką. Kapewu, kochaniutki?
Więc skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, mogę przejść do mojej opowiastki.
Co wiem o wkładkach Freunda? Ostatnio robiłem projekt ustawy, która zabraniałaby memlania części sprzętu. Dlaczego, pytasz? Ponieważ:
a) To nie jest higieniczne. Nie wiadomo, jakie wirusy i bakterie, nie daj Bóg, ebola, się rozwinie, a potem wszyscy się pozarażamy;
b) Przynoszą Freundowi za dużo szczęścia. A on wygrywać nie ma. Wygrywać ma Schlierenzauer, ot co.
Więc trochę mi na rękę zniknięcie tych wkładek. Ale przepis i tak wprowadzę. Lubię wprowadzać innowacyjne reguły, które utrudniają skoczkom i kibicom życie i, które, notabene, są bezużyteczne. Taki mój styl bycia, taki styl panowania Hofera Pierwszego Wielkiego. Świat idzie naprzód, a Hofer się starzeje. Muszę wymyślać różne rzeczy, by wciąż być trendy i by lud nie oponował przeciwko mojej władzy.
Dla pozorów oczywiście. Bo kogo obchodzi lud, kiedy jest się władcą despotycznym?
Trzymam wszystkich w garści, ha. Szach mat!
Przechodząc do setna sprawy, pamiętam taki wieczór w Wiśle. Po konkursie razem z moim umiłowanym przyjacielem i wspólnikiem, moją, można rzec, prawą ręką, Mirjamem Tepesem poszliśmy na szampana do Sofy. Bo władcy innymi trunkami aniżeli szampanem lub winem, raczyć się nie wypada. Więc piliśmy drogiego szampana i obserwowaliśmy wszystkich po kolei. Bo wiedz, że Król musi trzymać rękę na wszystkim. I ma oczy dookoła głowy. Także widziałem, jak do Freunda dosiadła się bardzo smakowita dziewuszka. Czarowała go, flirtowała, strzelała oczami, obciągała bluzkę, a ten matoł tylko cały skamieniał, czerwieniąc się, jak, mówiąc poetycko, ten pomidor dojrzewający w hiszpańskim słońcu. Zaczął coś niewyraźnie gadać, jąkał się niemiłosiernie, aż uciekł w te pędy, zostawiając za sobą chmurę kurzu. Kobieta oburzyła się. Rozumiem ją doskonale - kto by się oparł takim wdziękom! W każdym bądź razie, kobitka rzuciła jakąś obelgą i poszła do baru zamówić mojito. Zaraz obok niej pojawił się ten kurdupel Fannemel, skoczek od siedmiu boleści. Kupił dziewczynie, Ulrice, jak usłyszałem, drugiego drinka i zaczął ją bajerować, gładko przechodząc do tematu Freunda.
Stąd też dowiedziałem się, że Ulrika to eks Przeżuwacza.
- Wiesz, słońce, ja na twoim miejscu nie zostawiłbym tak tego. Taka piękna kobieta, jak ty, nie powinno być tak poniżana przez takiego memlacza i gmora. - Fannis zakręcił na palcu kosmyk włosów Ulriki, kokieteryjnie się uśmiechając. Spotkały się dwie femme fatale, do jasnej ciasnej. Ale było na co popatrzyć przynajmniej, dzięki czemu nie musiałem słuchać jak Tepes wygłasza po pijaku ody na moją część. I jak opowiada anegdotki z życia wówczas sześcioletniego Jurija.
- Masz rację. - Ulrika uśmiechnęła się smutno. - Nie może mu to ujść płazem. Ja się odegram!
- Mogę ci pomóc.
- Co masz na myśli?
Anders smyrnął ją po dłoni, racząc drapieżnym uśmiechem.
- Powiedz mi, moja droga, jaka jest największa słabość Severina?
- Żelki Haribo, łaskotki na brzuchu oraz krem do rąk norweskiej formuły.
- Chyba się nie rozumiemy, Ulli. - Fannis pokręcił głową. - Największa.
- O! - Blondynka otworzyła szerzej oczy, wpatrując się z niedowierzaniem w twarz krasnoludka. - Nie mówisz poważnie! - Krzyknęła, na co Fannemel pokiwał kpiąco głową.
- Bardzo poważnie.
***

Tepes: różnorakie teorie

[...]
- To kradzież. - Z uporem powtarzała Ulrika. - To niemoralne.
- Ty mi o moralności nie mów. - Fannemel przewrócił oczami. - Oboje dobrze wiemy, że o moralności to ty wiesz niewiele.
Blondynka zmarszczyła czoło, patrząc się hardo w bazyliszkowate oczy Andersa.
- Nic o mnie nie wiesz, więc się zamknij.
- Wiem o tobie o wiele więcej niż myślisz. - Fannis puścił do niej oczko, po czym napił się piwa. Był tak cholernie pewny siebie, taki groźny i zły. I uśmiechał się tym swoimi fannisowym uśmiechem. Od razu zrozumiałem, co te wszystkie niewiasty w nim widzą. Bo, nie oszukujmy się, Fannemel urodziwym chłopcem nie jest. Kobiety uwielbiają go właśnie za tą złowrogą nutkę w spojrzeniu.
Cóż, jako dobry i przykładny ojciec, wielokrotnie powtarzałem swojemu pierworodnemu, Jurijowi znaczy, że kobiety kochają złych gości, że jeśli chce mieć dziewczyn na pęczki to musi stać się takim bad boy'em.
Ale on się uparł, że będzie potulny jak baranek i cóż zrobisz? Byle się już z nim nie kłócić, pozwolę uczyć mu się na błędach. Pewnego dnia obudzi się i powie do siebie: "Cholercia, już dłużej nie mogę być miłym gościem", po czym wskoczy w skórzane spodnie i powędruje do klubu, gdzie sącząc whisky, będzie magnetyzował panie swoją ciemną stroną.
Bo ja tak właśnie poznałem matkę swoich dzieci.
Wracając do sprawy, Ulrika wręcz topniała pod spojrzeniem Fannemela (patrz: moja teoria), a resztki oporu ulatniały się z niej z szybkością światła. Leciała na niego, jak deszcz na Afrykaninów podczas pory deszczowej, a on to perfidnie wykorzystywał. Była taka słaba, że aż żal ściskał moje serce. Ale z drugiej strony... Ach, odżyły wspomnienia! Bo wiedz, kiedyś byłem nie gorszym lowelasem od Fannisa.
- Cóż. - Blondynka wzięła głęboki oddech, po raz ostatni rozważając daną sprawę. - Okej, wchodzę w to.
I idę o zakład, że nie zrobiła tego dla zemsty na Severinie, a właśnie dla tego niosącego śmierć i zniszczenie uśmiechu Andersa.
- Okej. - Fannemel wzruszył ramionami i zeskoczył ze stołka barowego, nonszalancko obierając kierunek na wyjście.
Ulrika zmarszczyła brwi, szybko wstając ze swojego miejsca.
- Ale gdzie idziesz?
- Działać.
I wyszedł z baru, a Ulrika za nim.
- Chodźmy za nimi. - Król Walter pociągnął mnie za rękaw, duszkiem dopijając swojego szampana. - Szybko.
- Aale.. - Zawahałem się. - Co ty planujesz?
- Musimy za nimi iść. Chcę mieć, co opowiadać na jury meeting'u.
- Ależ Walterze, to niedorzeczne. - Wyrwałem rękę spod żelaznego uścisku Hofera i skrzyżowałem ramiona na piersiach. Co za rewolucja z mojej strony! - Nie będę patrzył jak ten niedołęga robi małą wersję siebie!
- Po pierwsze, mój drogi, on na pewno strzela ślepakami! - Hofer pokiwał głową z arcypoważną miną. - A po drugie, chyba nie myślisz, że oni będą TO robić?
Ostatkiem sił pohamowałem chęć spojrzenia na mojego Wodza jak na kretyna. Walter jest niezwykłą osobistością i nie sposób pojąć jego geniuszu, ale czasami... czasami bywa naiwny jak ośmiolatka.
- Patrzyła na niego tak, jakby już dokładnie widziała, co z nim będzie dzisiaj robić. Jeśli chcesz się o tym przekonać to idź za nimi, ale mi, proszę, nie każ oglądać Fannemela nago, bo to za dużo dla takiego staruszka jak ja.
- Scheisse. - Skomentował krótko Hofer, a potem zamówił drugiego szampana.
************

No witam, moje piękne panie!
Taki mały bonus z mojej strony, bo gdzieś kiedyś planowałam napisać rozdział z perspektywy duetu Hofer&Tepes, ale na śmierć o tym zapomniałam. Więc napisałam dzisiaj, czując ducha nadchodzących świąt, o. I jakąś weninę powstałą w skutek powrotu do domku <3
Enjoy!


piątek, 24 października 2014

[17.] send help

Velta: Fannis?

Okeeeej.
Fannis jest pojebany, co nie jest jakimś nowym faktem, bo chyba każdy, kto go poznał, to wie. Ale poziom jego zjebania wzrósł, gdy przyprowadził do hotelu wielkie, śliniące się psisko, które rezolutnie nazwał Fanniszauerem. Do dzisiaj nie miałem pojęcia, skąd go wytrzasnął. Pewnego dnia po prostu oznajmił, że ma psa i powierzył pieczę nad nim Sorsellowi. Sorsell oczywiście był zachwycony, niczym małolata idąca na swój pierwszy, poważny bal, z jakimś ciachem (na przykład mną), dodajmy. Wyprowadzał go na spacery, karmił resztkami z obiadu i paluszkami, nauczył go skakać przez płonąca obręcz oraz przeciągłego warczenia, gdy w pobliżu pojawiał się jakiś Austriak (niestety z papą Stoecklem włącznie).
Fannemel bynajmniej nigdy nie pałał miłością do zwierząt. Jestem wręcz pewien, że będąc dzieckiem, znęcał się nad biednymi kotami i wróbelkami. Los Fanniszauera, szczerze powiedziawszy, był mu obojętny.
Ja osobiście lubiłem Fanniszauera. Do czasu. Bo pewnego dnia zobaczyłem jego wielki pysk w moim akwarium. Z mojego ukochanego Turtlusia została tylko popękana skorupka...
Do dnia dzisiejszego nie mogę się z tego pozbierać.
Turtluś był mi bliski, jak żadna inna żywa istota. Przeżyliśmy razem tyle chwil, mówiłem mu absolutnie wszystko. A on został zamordowany przez wielkiego pchlaka.
Z winy Fannemela. Dlatego nie będę go krył. Muszę pomścić śmierć mojego zwierzątka!
Nie wiem dokładnie, jakie plany ma Anders i co zrobił. Ale wiem, że coś kombinuje. Sam fakt, że pies Wellingi znalazł się w naszych szeregach o czymś świadczy. A Fannis jest ostatnio taki tajemniczy. Zadaje się z dziwnymi ludźmi. I z byłą Severiną, i, w tym przypadku, nie chodzi mu o seks. Relacja Fannemela z kobietą niezwieńczona seksem jest BARDZO podejrzliwa.
Bacówka bacy Jędrzeja. Tam go znajdziesz.
***

Freund: Fannis!

Byłem pewien, że sprawcą moich wszystkich nieszczęść jest Fannemel. Nie wiem, czym mu zawiniłem. Czy on robi to, bo go w jakiś (całkiem nieświadomy) sposób skrzywdziłem? Czy po prostu jest złym do szpiku kości krasnoludkiem, którego hobby to rujnowanie ludziom życia? Albo może jest zazdrosny o mój metr osiemdziesiąt pięć? Bo, co tu dużo kryć, jego sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wygląda dość marnie.
Auf jeden Fall, jak można być tak podłym człowiekiem? I jak taka wielka ilość zła może zmieścić się w tak małej i wątłej osóbce?
Wiem, że Fannis nie jedno ma za uszami. Wystarczy spojrzeć w jego oczy - tajemnicze, pozbawione uczuć, złowrogie, jakby obłąkane.  Zdecydowanie odgrywa tutaj czarny charakter.
I najważniejsze pytanie: Co wspólnego z tym wszystkim ma Ulrika?
***

Freitag: Obrady okrągłego stołu

- Potrzebny nam plan! - Zdecydował Wanki, przejmując rolę dowódcy, gdyż stan Severina znowu uległ pogorszeniu; będąc o krok od odnalezienia swoich wkładek, chwilowo wyłączył myślenie, wracając do pozycji embrionalnej i cichego popłakiwania. - Nie możemy tam wpaść jak na melanż i odbić wkładki.
Wellinga chrząknął.
- I Wellingatora, natürlich. - Andi Senior wywrócił oczami. - Jakieś pomysły, meine Herren?
- Ja wiem! - Geiger podniósł do góry dłoń. - Przebierzemy się za japońskich turystów, no wiecie, cyfróweczka, kapelusik, ryż pod pachą i zapukamy do tej bacówki z zamiarem kupienia oscypka. I wtedy, kiedy naszym łamanym angielsko-japońskim będziemy negocjować cenę i pytać o recepturę, ktoś z nas zakradnie się przez tylne wejście, albo okno lub komin, keine Ahnung, czy mają tam tylne wejście, i wykradnie wkładki!
Wellinga ponownie chrząknął.
- I Wellingatora. Szczeka?
- Nie, muczy - Prychnął blondyn.
- Wiesz o co mi...
- Okej, Geiger. Noch etwas? Czy serio będziemy musieli przebrać się za Japończyków?
- Możemy przekonać Daiki Ito...
- Geiger, genug.
Chłopak zasmuciwszy się wielce, spuścił głowę. Niestety nie miałem ani czekolady ani melisy, by móc pomóc mu wyjść z chwilowej depresji.
- Możemy zaprosić Fannemela na melo. Dobrej biby nie ominie. - Zaproponował Bodo. - Stefcio Hula nam pomoże. Potem go upijemy i dalej pójdzie z górki.
- Musimy działać z zaskoczenia i to jak najszybciej. - Odezwałem się stanowczym tonem. Bo pomyślałem sobie: hej Freitag, dlaczego Wanki tutaj rządzi? Przecież nie jesteś gorszy od niego! I masz ładniejszy uśmiech. I dołeczki w policzkach, za którymi KAŻDY szaleje. I znasz się na medycynie. Toż ty urodzony przywódca!
Znaczy, nie wiem, jak moje dołeczki mają się do moich zdolności przywódczych, ale nie o tym.
- Nie możemy wyłamać drzwi i oblać wszystkich kisielem? - Karl wzruszył ramionami.
Wank zmierzył go spojrzeniem, na co chłopak westchnął głośno.
- Dobra. Ja już się nie odzywam.
- Dlaczego Ulrika mi to zrobiła? Bo dałem jej kosza? To ona mnie pierwsza rzuciła. Warum? Warum? - Sevi przebudził się ze swojego otępienia, ale jakoś nikt nie zwrócił na niego uwagi. - Dlaczego to wszystko spotkało mnie? Byłem grzeczny. Zero rozpusty, zero złej reputacji. Och warum?
- Wiecie co? - Zagaiłem. - Powierzmy to Koflerowi. On to rozwiąże najlepiej.
************

No cześć.
Doczołgałam się tutaj w wielkich mękach, ale jestem z rozdziałem. Jakimś. Coś zawsze lepsze niż nic. Powiedzmy.
I dzięki za ponad 9000 wejść, jesteście supi i podziwiam Was, że czytajcie te bzdury. Ich liebe Euch so sehr, meine Schätze! <3

czwartek, 2 października 2014

[16.] Muss nur noch kurz die Welt retten

Wank: Kontratak

Armagedon. Koniec świata. Płacz i zgrzytanie zębów.
Nie wiem, co sobie wyobrażaliśmy. Mieliśmy prosty plan, którego chcieliśmy się trzymać, z całym sił wierząc w jego powodzenie. Cóż, nikt nie śmiał powiedzieć na głos, że nasz plan był najzwyczajniej w świecie głupi. Uznaliśmy, że to nasza ostatnia deska ratunku. I że masz wystarczająco dużo dowodów obciążających Norwegów.
Gdy spakowaliśmy cały nasz ekwipunek z bronią i gdy Bodmer już się wypłakał w ramię Wellingi, zmobilizowaliśmy się jak przed ważną drużynówką i wyruszyliśmy na poszukiwanie złowrogich Norek. Byliśmy pewni, że to oni stoją za porwaniem wkładek i Wellingatora. Bo jak nie oni, to kto? Kto może być aż tak żądny krwi, naszego upadku i przeżutych wkładek? Tylko Norwegowie. I ewentualnie te austriackie mendy.
W każdym bądź razie dotarliśmy pod drzwi sali bilardowej, w której, według naszych informatorów, mieli się relaksować Łososie. I rzeczywiście tam byli, głośno się śmiejąc i grając w bilarda. I układając plany zdobycia świata, pokonania dobra i wprowadzenia ostrego reżimu w skocznym królestwie.
- Wchodzimy? - Zapytał hardo Freund, dobywając miotły.
- Czas położyć kres tym norweskim tyranom. - Ogłosiłem, ściskając w ręce pistolet na kulki. - Wygramy tę wojnę.
- Za mojego psa, kompani. - Wellinga zmrużył oczy, gotowy bić się na śmierć i życie. Łza zakręciła się w moim oku, gdy tak patrzyłem na  stanowczą twarz Andi'ego Juniora. W ciągu ostatnich dni dorósł; zapłakany i rozchwiany emocjonalnie dzieciak zniknął, a w jego miejsce pojawił się prawdziwy, dojrzały i gotowy oddać życie za swoich bliskich Andreas Wellinger. Już nie miał w sobie nic z Wertera, teraz bardziej przypominał Stasia Tarkowskiego, który najlepiej jak tylko potrafił, chronił Nel przed niebezpieczeństwami czyhającymi w pustyni i w puszczy. Czy coś takiego.
- I za moje wkładki!
- Do boju!
Geiger otworzył szybko drzwi, Freund, zwinnie niczym ninja, przewrotem wkroczył do środka, Wellinga z buntowniczą miną zatarł się w niebogłosy, Richard już dzierżył w ręce całe pudełko chusteczek nasączonych chloroformem, a ja wycelowałem pistolet prosto w serce Bardala.
Aaa, i jeszcze Bodo gdzieś się chował po tyłach. Ale liczy się, ze wreszcie był z nami, a nie przeciwko nam.
- O cholera. Co wy, kurwa, odpieprzacie? - Zadarł się Bardal, patrząc się na uzbrojonych nas tak, jakby zobaczył co najmniej Waltera Hofera przebranego za Lady Gagę.
I nie tylko on. Miny innych Norwegów również wyrażały skrajne zdziwienia pomieszane z rozbawieniem. Hilde nawet odłożył na bok nowy egzemplarz "Playboya", by lepiej przyjrzeć się temu "widowiskowi".
- Gdzie Fannemel? - Severin posłał ostre spojrzenie Bardalowi. Wyglądał naprawdę groźnie, niczym złotowłosy Hulk. Nawet Kim-Jestem-Super-Bo-Mam-Nazwisko-Niczym-Meksykański-Amant-Sorsell się go przestraszył i mamrocząc pod nosem Zdrowaśki, zlał się niczym gówniarz.
- Nie wiem. - Andres B. nonszalancko wzruszył ramionami. - Ile razy mam wam to jeszcze mówić? Nie wiem, i gówno mnie to obchodzi.
- Gdzie mój pies, nędzniku? - Wellindze puściły nerwy. Doskoczył do Norwega i trzymając go mocno za gardło, przycisnął go do stołu bilardowego.
- Fanniszauer to twój pies? - Rune Velta wybałuszył oczy, omal się nie zapowietrzając.
- Ojej, to taki kochany i śliczny piesek. - Sorsell pokiwał głową, uśmiechając się do własnych myśli. - Bardzo się zdziwiłem, gdy Fannis przywlekł go na nasz trening. No bo Fannis i miłość do zwierząt? Proszę, to takie nieprawdopodobne. I nienaturalne. To trochę tak, jakby Schlierenzauer przestał pić RedBulle, a Kubacki ściął swoje włosy! W każdym bądź razie, Fanniszauer to cudowne zwierzę i pokochałem go zupełnie jakby był moim synem!
- On. Nazywa. Się. Wellingator. - Syknął przez zaciśnięte zęby Wellinga. - I jest mój!!!
Sorsellowi zabłysnęły łzy w oczach, natomiast Velta rzucił się na Wellingę (przy okazji uwalniając Bardala) i przetoczył się z blondynem po ziemi, ciągnąc go za włosy i wrzeszcząc jak baba podczas porodu.
- Twój pies zjadł mojego żółwia! - Ze złością cisnął Andi'm o podłogę i Bóg jeden wie, jakby to wszystko by się zakończyło, gdyby nie szybko reakcja Freitaga, który podbiegłszy do rozjuszonego Velty, przycisnął swoją superchusteczkę do jego twarzy, sprawiając, że Rune przestał rzucać się na wszystkie boki, powoli zamykając powieki i opadając na ziemię.
- Wellingator nie jest mordercą. - Powiedział smutno Andi. - On nie mógłby tego zrobić. - I się rozpłakał.
*********

(błędów nie sprawdzałam, soryy)

Ogólnie to chciałam tylko napisać, że Katowicom daję okejkę i mimo, że błądzę niemiłosiernie to zawsze trafiam do celu (y)

piątek, 19 września 2014

[15] i need a hero to save my life

Bodmer: wyznanie

Chłopcy patrzyli na mnie oczami wielkimi jak spodki, a im dłużej wbijali we mnie spojrzenia pełne niedowierzania, tym bardziej się w sobie zamykałem, prawie niczym żółw chowający się przed niebezpieczeństwem w swojej skorupie.
W sumie nie byłem pewien, czy nic mi nie grozi. Już raz Sevi rzucił się na mnie, omal nie rozrywając mi gardła. Na szczęście cała jego agresja skończyła się jedynie na wbiciu jego dorodnych siekaczy w moją delikatną skórę. Na samo tamto wspomnienie, łzy stają mi w oczach. Furia w spojrzeniu Severina w tamtym dniu czasami jeszcze do mnie wraca w sennych koszmarach. Boję się powrotu takiego Sevika.
- Bodo, nie mamy czasu na takie żarty. - Rzucił bez przekonania Wanki. On widział, oni wszyscy widzieli, że moja wyznanie było prawdziwe. Zresztą nie kłamałbym w tak poważnej sprawie.
Znaczy, już dłużej nie mogłem dusić w sobie tego wszystkiego. Moja babcia często mawiała: prawda jak oliwa, na wierzch zawsze wypływa. I ja doszedłem do wniosku, że nie mogę dłużej żyć, ukrywając przed swoimi przyjaciółmi tak ważnych faktów. Oni są dla mnie tacy mili, z cierpliwością wyjaśniają mi zawiłe wypowiedzi Schustera, bronią mnie przed wyzwiskami grzesznych Austriaków i pomagają mi odmówić Stefciowi spróbowania jego popisowej naleweczki z wiśni. A ja odwdzięczyłem się im takim świństwem.
Brzydki Bodo, a pfe!
- Ty... Ty tak... serio? - Freund wyglądał tak, jakby ktoś przywalił mu plaskaczem w twarz. Cóż, mój grzech to nóż w jego w plecy. Ale na szczęście, Sevi był tak zszokowany, że nawet nie próbował rzucić się na mnie z zamiarem odgryzienia mi ręki. Albo był już po prostu zmęczony kolejną rewelacją, dotyczącą jego wkładek.
- Bodmer...
Patrzyli na mnie, jakbym dopuścił się największej zbrodni świata. I może mieli rację. Ta cała sytuacja zaczęła mnie psychicznie przerastać. Nie minęła minuta, a z moich oczów wytrysnęły takie fontanny, że pół pokoju znajdowało się pod wodą. Nie potrafiłem im tego powiedzieć, te słowa nieprzyjemnie ciążyły mi na sercu, za nic w świecie nie chcąc przedostać się przez gardło. Mój język zwinął się w pętelkę i ani myślał się rozwiązać. Dlatego też milczałem, nieprzerwanie kwiląc, zupełnie jak przerośnięte dziecko zostawione samo sobie, siedzące w zasranym pampersie, który odparza pupcie i sprawia niewygodny ból.
- Na litość Boską, nie mam już melisy - Westchnął ciężko Freitag, dokładnie przeszukując swoją kolekcję herbat. - Za dużo nerwów w jeden dzień. Zalecenie lekarskie, już więcej się nie denerwujemy.
- Ale jak uspokoimy Pascala? Przecież on  jest w takim stanie, że nie wydusimy z niego niczego. - Freund z irytacją przewrócił oczami.
- Jest tylko jedno wyjście - Wellinga obojętnie wzruszył ramionami, po czym oni wszyscy zgodnym chórem wypowiedzieli tylko jedno słowo:
- Alkohol.
- Wellinga, leć po polską wódkę. - Zarządził stanowczo Freund. - Tutaj potrzeba czegoś, o zdecydowanie większym kalibrze. Przyda nam się duża siła rażenia.
- Jawohl.
Nie minęło pół godziny, a ja już byłem napojony, niczym żul spod sklepu, pijący tanie wino z kartonu. Czułem się, jak na karuzeli - świat wokół mnie nieprzyjemnie wirował, twarze mych kompanów przeobraziły się w kolorowe plamy z zamazanymi brzegami. Musiałem usiąść, bo nogi pode mną drżały jak młoda osika na silnym wietrze.
Ale się odblokowałem. Odwaga wypełniła moje małe serduszko, a mózg kazał wyrzucić z siebie wszystko, co pomoże Sevikowi i Andi'emu w odzyskaniu wkładek i psa.
Ciul jeden z wkładkami, najbardziej szkoda mi Wellingatora. To taki piękny zwierz o wielkich, ciemnych oczach. Andreas często pokazywał mi jego zdjęcia i naprawdę bym się zasmucił, gdyby temu psiakowi coś się stało i to, pośrednio, z mojej winy.
- To przez Ulrikę. - Wydusiłem w końcu z siebie. Do cholery, byłem wśród przyjaciół, powinni wybaczyć mi taką zbrodnię. - Onnnna... onna mi ka...kazała. A jja mu...musiałem. By...by...była ta...taka prze...przeko...ko...nująca.
Cóż, Jungs patrzyli na mnie jak na kosmitę.
- Niech zgadnę - zaczął ze sarkazmem Sevi. - Przekonująca, czyli masz na myśli, krótką spódniczkę i dekolt do pępka?
Kiwnąłem głową, rumieniąc się na samo wspomnienie Ulriki. Ona zrobiła mi wtedy totalne pranie mózgu. Nie umiałem jej odmówić, baa, nawet nie wiedziałem, jak się nazywam, gdy tak patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, zakładając jedną nogę na drugą.
- Szczegóły, Bodo, szczegóły. - Popędził mnie Wanki.
Wygiąłem usta w podkówkę, czując nadchodzącą po raz drugi falę łez. Ale się trzymałem.
- Nie wiem. Miałem tylko podrzucić dwie karteczki. To wszystko. Przysięgam, że nie wiem nic o wkładkach i Wellingatorze! - Pisnąłem, z przerażaniem patrząc na kumpli.
Boże, dopomóż. Będę grzeczny i przestanę nałogowo grać w Candy Crush, tylko spraw, by chłopcy mi przebaczyli!!!
Z poważaniem Twój uniżony sługa, Bodo, xx.
- Nic więcej? - Severin westchnął ze zrezygnowaniem. - No to wciąż jesteśmy w czarnej dupie.
- Aale mnie... nie nienawidzisz? - Zapytałem cicho, spuszczając smętnie głowę. Na szczęście Freund uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu, niczym swojego PRZYJACIELA.
- Spokojnie, Pascal. Wiem, jaka potrafi być Ulrika i że baaardzo łatwo wpaść w jej sidła.
- Jesteście najlepszymi kumplami, jakich kiedykolwiek miałem, a ja was tak oszukałem! - Wyznałem rzewnie, czując jak wzruszenie obejmuje mnie całego i jak łzy gromadzą się pod powiekami, w każdej chwili gotowe spłynąć po moich zarumienionych policzkach.
- Tylko jeszcze jedna sprawa - Geiger wbił we mnie zaciekawione spojrzenie. - Ty serio nie jesteś gejem?
***

Hula: superszpieg

Przemierzałam właśnie jedną z zakopiańskich uliczek, wesoło nucąc sobie pod nosem 'Noc z Renatą' na zmianę z 'Nie ma mocnych na Mariolę' (bo nie wiem, czy wiesz ale 1) Stefcio Hula lubi disco pompy; 2) Stefcio Hula jest lepszym śpiewakiem od samego Stoeckla), gdy do moich uszów dotarło bardzo głośne i brzydkie warknięcie - coś pośredniego między polską 'kurwą', a skandynawskim okrzykiem godowym. Szybko zauważyłem, że dźwięk ten nie może być odgłosem parujących się małp czy też jeleni na rykowisku (bo helloł, środek zimy jest, a Stefcio z przyrodą jest za pan brat), choć był do nich trochę podobny. Więc sobie przykucnąłem za słupkiem, wystawiając nieco głowę i co zauważyłem? Otóż Stefcio Superszpieg łamane przez Hulaman łamane przez Turboskoczek łamane przez Odlotowy Dizajner zauważył klnące jak szewc i znęcające się nad supi ajfonem to norweskie dziecko z piekła rodem. Bardala znaczy się. Anders wyglądał jak wpieniony ziemnior i aż cały kipiał ze złości, jak mniemam. Nogą kopał jakieś drzewo, drąc się do telefonu niczym opętany.
- Fannemel, ty zdziczały playboyu, odbierz ten cholerny telefon do kurwy nędzy i na kłaki Hildeły!
O tak, te norki to bardzo grzeszne zwierzęta. Odruchowo się przeżegnałem, słysząc jego dobitny język.
- Nie będę cię krył, zwyrodnialcu! Nie wiem, co znowu odpieprzyłeś, ale weź się ogarnij i załatw wszystko po męsku, bo te austriackie psy znowu węszą! A ja nie będę robił za jakiegoś pieprzonego  idiotę, udając, że jesteś trusią i cnotką podczas, gdy ty melanżujesz BEZE MNIE nie wiadomo gdzie. Wracaj ty... ty... ty hedonisto jeden!
I Bardalo dodał jeszcze jedną siarczystą 'kurwę' na końcu i rozłączył się, gniewnie ciskając telefonem w słupa, za którym się kryłem. Tak więc, narażając życie, bo Bardal w fazie wpienienia jest agresywny i niebezpieczny niczym rozjuszony dzik, Stefcio Hula cichaczem wymknął się i pobiegł wprost do ciebie, by opowiedzieć ci tą niesamowitą historię.
I byś w ramach współpracy porozdawał wśród swojej skocznej braci te ulotki promujące najnowszy asortyment MO. Alkohole pierwsza klasa, mówię ci.
*************

witam piękne!
przybyłam z rozdziałem i nadzieją, że Wy także zostawicie coś po sobie ;)
i co tu dużo pisać, czas powoli kończyć wakacje ;___;


niedziela, 7 września 2014

[14.] rise, rise, rise in revolution


Bardal: cholerny syf

Kurwa.
Nie jestem Aniołem Stróżem Fannemela, nie wiem, gdzie ten burak się podział. Sprawdź wszystkie burdele w mieście. Albo łóżka ładnych dziewczyn. Pieprzony nimfoman, tylko by się szmacił. Syfu narobi, a potem ja mam po nim sprzątać.
O co mi chodzi?
...
Kurwa. Bałagan w pokoju prawie jak w stajni, pieprznie ci taki debil majtki na środku i polezie w cholerę. Jak go znajdziesz, to przekaż mu, że ja też go szukam. I  żeby lepiej bez środków czystości się nie pokazywał.
***

Freund: kontratak

Gdy Andreas Junior opowiedział nam swoją przejmującą historię, zrobiło mi się wstyd. Na dobrą sprawę, on też jest poszkodowanym  w tej chorej i zagmatwanej sytuacji. A co gorsza, ta sytuacja zdecydowanie wymyka się spod kontroli. Oni wzięli zakładnika! I pewnie gotowi są zrobić w s z y s t k o, byle tylko...
No właśnie, pytanie brzmi: Czego oni, do cholery, ode mnie chcą?
I kim są?
- Sorry, Wellinga. - Powiedziałem cicho, niepewnie uśmiechając się do wyrostka; wyrzuty sumienia wręcz miażdżyły moją duszę. - Poniosło mnie. Nie wiem już, co robię.
Andi skinął tylko głową w odpowiedzi.
- Cóż - Wank zaczął kolejną swoją mądrość - spójrzmy na to z pozytywnej strony. Przestałeś siedzieć na podłodze i kołysać się, patrząc na ścianę przerażająco martwym spojrzeniem. To już coś. - Wieżowiec wzruszył ramionami.
- Taak. Severin wraca do gry. - Stwierdziłem stanowczo.
Bo nie mogłem bezczynnie siedzieć i czekać, aż moje wkładki się odnajdą. Musiałem działać, zająć myśli czymś produktywnym, być krok bliżej moich pieszczoszków. Musiałem także uratować psa Wellingera. Bo gdyby nie ja, Welli nie dałby się ponieść werteryzmowi. Kto wie, jak by to się skończyło, gdyby Andreas nie wyjawił nam swojej historii?
I sorry, Kofla, ale ty i twoje śledztwo idziecie jak krew z nosa.
- Na początek proponuję znaleźć Ulrikę. - Powiedziałem, rozczarowany tym, że może jednak masz rację i że moja eks-ukochana jest w to wszystko zamieszana.
*
- Może powinniśmy wziąć jakieś kajdanki? Widziałem u Schustera bardzo fajne, takie różowe i puchate. Myślę, że przydadzą się, gdyby Ulrika stawiała opór. - Rzucił Geiger, gdy pakowaliśmy nasz ekwipunek. - Nigdy nie wiadomo, co może się przydać.
- On ma rację. - Poparł go Wanki. - Ulrika wygląda na, hmm, dość energiczną kobietę.
- Oj jest - Uśmiechnąłem się, z rozmarzeniem wspominając nasze schadzki w moim mieszkaniu. Jednakże szybko odepchnąłem od siebie te obrazy, ponieważ a) ostatnimi czasy bałem się Ulriki; b) ta kobieta stała się naszą podejrzaną nr 1.
- Co wy, nie poradzimy sobie z jakąś babą? - Oburzył się Freitag. Oops, jego męskie ego jest takie delikatne i byle słowem rzuconym mimochodem można je mocno potłuc.
- Ty masz z nią małe szanse, krasnoludku - Andi Senior z uśmiechem na pół twarzy potargał swoją wielką łapą włosy Richarda, na co brunet naburmuszył się, niczym dzieciak.
- Jungs - Niespodziewanie głos zabrał Bodmer. - Bo ja muszę się wam, do czegoś przyznać.
Blondyn wyglądał, jakby zaraz miał się zrzygać. Jego zazwyczaj czerwona twarz była okropnie blada; chłopak cały dygotał i unikał naszego wzroku.
- Jesteś gejem?! - Wykrzyknął zszokowany Geiger.
- Doprawdy Bodo, to nie najlepszy moment na ujawnianie swoich preferencji seksualnych - Wank pokiwał głową z naganą. - Mamy misję do wypełnienia.
- Ale...
- Genug, chłopcze. Pogadamy później.
- Macie wszystko chłopaki? To idziemy. Bodmer, ty lepiej tutaj zostań,
- A te kajdanki?
- Wstąpimy po drodze. W drogę, kompani.
- TO JA PODRZUCIŁEM PIERWSZY LIŚCIK I JESTEM W ZMOWIE Z ULRIKĄ!
...
- Was?
- Scheisse!
- Kurwa.
*****************

wymęczyłam ten rozdział, nie szalejąc zarówno jakościowo jak i ilościowo, ale cóż, całkowicie nie mam pomysłu na to opowiadanie ;___;
póki co, cieszmy się, że Rysiu został Mistrzem Niemczyków, o.

wciąż zapraszam: freidrehen.blogspot.com

Tschüss!

niedziela, 24 sierpnia 2014

[13.] you didn't even try to save me


Fettner: prawda zawsze wyjdzie na jaw

Ojej, Kofler, ta sprawa jest taka skomplikowana. Naprawdę podziwiam cię, że postanowiłeś wziąć ją w swoje ręce, bo to nie lada orzech do zgryzienia.
I słuchaj, czego się dowiedziałem.
Chciałem pogadać z Wellingą o tym, co zdarzyło się w MO. Fannemela nie chciałem płoszyć, więc rozmowę z nim od razu wykreśliłem z listy moich priorytetów. Zresztą Welli jest jeszcze młody, nie zna się na życiu, o wiele łatwiej go przechytrzyć, niż Norweskiego Króla Zła.
Zauważyłem, że Wellinga stoi przed automatem ze słodyczami i kupuje sobie batona. Szybko złapałem Niemca za fraki (jakie szczęście, że nie miał już na sobie tej komicznej kamizelki) i zaciągnąłem go do mojego pokoju. Muszę przyznać, że Welli nie miał za wesołej miny. Jego oczy były czerwone i zapuchnięte, zupełnie jakby przed chwilą przestał płakać, a jego dłonie drżały niczym u osoby z Parkinsonem. Chłopak podniósł na mnie przerażone oczy; mógłbym przysiąc, że pomyślał, iż jestem pedofilem i chcę zrobić mu coś bardzo brzydkiego.
Cóż, mogło trochę na to wyglądać.
W każdym bądź razie postanowiłem trochę go uspokoić, bo nie daj Boże, a jeszcze by mi się tam całkiem rozkleił.
- Spokojnie, młody. Chcę tylko pogadać.
- Nie zamierzam być twoim ukrytym chłopakiem. - Zdecydowanie orzekł Andreas.
Przyjąłem jego oświadczenie głośnym prychnięciem. Nie sądzisz, że dzisiejszy świat jest strasznie zepsuty? Nie można być niczego pewnym, NI-CZE-GO! Skąd wiadomo, czy, dajmy na to, taki tam Hofer nie jest czasem babą, której nagle zamarzyło się bycie mężczyzną, no powiedz mi, skąd?
Okej, już nie zbaczam z tematu.
- Powiem krótko - złapałem za krzesło i, ustawiwszy je naprzeciwko Wellingi, usiadłem. - Widziałem jak wyjąłeś z kieszeni liścik, upuściłeś go, a potem udawałeś, że znalazłeś go na podłodze.
- To nie tak, jak myślisz. - Już nie tylko dłonie Wellingi drżały jak szalone, ale również jego warga.
Zamknąłem oczy, w duchu licząc do dziesięciu.
Znam się na wielu rzeczach, naprawdę. Potrafię przykręcić śrubkę i ugotować zupę kalafiorową, umiem zrobić wino z czarnej porzeczki i wyprasować koszulę. Ale jest coś, z czym sobie nie radzą.
Opieka nad dziećmi.
Bo dzieci mnie przerażają. Bardzo. Ich wielkie oczy i pytania wzięte z kosmosu. Zmienienia pieluch, rozwyte bachory... pff, to zdecydowanie nie dla mnie.
A Wellinga, no cóż, Wellinga wyglądał jak przerośnięty bachor, któremu zabrano ulubionego lizaka.
Był o krok od rozpaczliwego płaczu.
Send help!
- Wyluzuj, koleś. - Mruknąłem, gdy po policzku Wellingi spłynęła łza.
- Dlaczego nikt mi nie wierzy? - Zapytał smutno. Trochę żal mi się go zrobiło, zwłaszcza, że słyszałem kiedyś, że Andi nie ma lekko w niemieckiej drużynie, ale, co tu dużo mówić, próbowałem grać twardą glinę.
- Dowody świadczą przeciwko tobie - powiedziałem, celując palcem w jego pierś. - Wellinga, powiedz mi, co jest grane i będziesz wolny.
Andreas przez chwilę patrzył z wahaniem na mój palec, ale w końcu wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać...
***

Wellinger: Cierpienia młodego Wellingi vol. II

Tego ranka trener kazał mi trochę sobie potruchtać. A ja, jako że jestem gorliwym i posłusznym sportowcem, spełniłem jego zalecenie. Bez pośpiechu biegłem przez jeszcze pustą o tej porze Wisłę, w skupieniu słuchając muzyki klasycznej, którą niegdyś zgrałem sobie na mojego iPhone'a. Z trudem udawało mi się nie myśleć, o bałaganie, w jaki ostatnio przeobraziło się moje życie. Targały mną różne emocje, nie umiałem odeprzeć ataków mojej ciemnej strony, odciąć się od ponurych myśli, ale w tamtej chwili to nie miało znaczenia. Byłem tylko ja, Mozart i bieg.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Ktoś mocno pociągnął mnie za moją żółtą kurtkę, jednocześnie zatykając ręką moje usta. Brutalnie zostałem wciągnięty w jakieś krzaki. Na początku myślałem, że to moje groupie; niektóre dziewczyny miewały naprawdę sza-lo-ne pomysły, ale szybko zorientowałem się, że znalazłem się w o wiele niebezpieczniejszej sytuacji.
Mój porywacz miał na twarzy czarną kominiarkę, widziałem jedynie jego rozbiegane oczy i słyszałem głos, który, no cóż, wydawał mi się znajomy. Jednakże przysięgam na Boga, że nie potrafię zidentyfikować posiadacza ów głosu. Byłem zbyt przestraszony, by myśleć trzeźwo.
- Mamy twojego psa - syknął porywacz. Przycisnął mnie kolanem do ziemi i zdjął dłoń z moich ust, by wyciągnąć z kieszeni telefon. Chciałem krzyknąć 'Hilfe!', ale gdy otworzyłem usta, mój napastnik posłał mi spojrzenie mrożące krew w żyłach, więc nie chciałem ryzykować, bo jeszcze by mnie zabił albo coś gorszego. - Tu jest dowód. - Mężczyzna podsunął mi pod twarz smartfona, a ja z przerażenia cicho pisnąłem.
Na ekranie widniało zdjęcie rudego spaniela z czarną, ćwiekowaną obrożą, który leżał zwinięty w kłębek obok gazety, chyba Der Spiegel, datowanej na ów dzień.
- Wellingernator! - szepnąłem, uświadamiając sobie to, co właśnie się działo.
Oni mieli mojego pieska, mojego cudownego Wellingenatora, mojego pieszczoszka najwspanialszego. Oh Gott, przetrzymywali go jak jakiegoś zakładnika, grozili mi, gdybym nie spełnił ich zachcianek to... to...
Na samą myśl o tym, pod moimi powiekami gromadziły się łzy.
- Zrobisz, co ci każę, inaczej twój Hund będzie kaputt. Verstehst du? Hahahaha. - Zaśmiał się, nieudolnie naśladując niemiecki akcent.
Mój pies był w opałach, a ja byłem szantażowany.
Musiałem zrobić to, co mi kazali, rozumiesz, prawda? Musiałem!
*************

witam moje panie. cieszę się, że podoba wam się nowy nagłówek, myślę, że taki Sevi bardzo pasuje do tego opowiadania ;)

a z pytaniami zapraszam tutaj: ask.fm/globalnie

piątek, 15 sierpnia 2014

[12.] we're on our way, united


Wellinger: O byciu prawdziwym mężczyzną

Nie wiedziałem, co się dzieje.
Geiger klęczał na ziemi ze złożonymi dłońmi i odmawiał Zdrowaśki, Wank patrzył na mnie jak na jakiś cud medyczny, Freitag dumnie szczerzył zęby, a Severin przewiercał mnie gniewnym spojrzeniem, zupełnie jakbym zabił mu matkę naleśnikiem.
W dodatku moja głowa! No cóż, czułem się gorzej niż po pamiętnej imprezie urodzinowej Wanki'ego, kiedy chłopcy zmusili mnie do picia tej obrzydliwej, piekącej polskiej wódki.
Myślałem, że umieram.
Przyznam szczerze, że nie tak wyobrażałem sobie swoją śmierć. Nie chciałem zakończyć swojego żywotu tak marnie. Umrzeć na ból głowy lub/i od ciosów nieprzychylnego mi Freunda? Przecież to takie banalne! Chciałem odejść tak, by ludzie pamiętali o mojej śmierci, chciałem umrzeć tragicznie.
Chciałem kupić pistolet, stanąć na progu Królowej Holmenkollen i strzelić sobie w głowę.
Tak, taka śmierć byłaby godna.
Mistrz Goethe byłby ze mnie dumny.
Niestety Severin uważał odwrotnie. Gdy tylko otrząsnął się z szoku, rzucił się na mnie powtórnie i zaczął okładać mnie pięściami po twarzy. Ból głowy nasilił się, krew trysnęła z mojego nosa i mógłbym przysiąść, że usłyszałem nieprzyjemne chrząśnięcie, zupełnie jakby pękła mi kość. Myślałem, że ponownie stracę przytomność, ale na szczęście Andi i Karl odciągnęli ode mnie wzburzonego Severina, a Richard zaczął zajmować się moimi ranami. Muszę przyznać, że Richi całkiem  sprawnie udzielił mi pierwszej pomocy, oczywiście pomijając ten fragment, kiedy zaplątał się w bandaż.
Po wszystkim usiadłem przy stole i piłem ziołową herbatkę, którą zaparzył dla mnie Richard. Severin siedział po przeciwnej stronie stołu i łupał na mnie morderczym spojrzeniem. Wank uspokajający gestem położył dłoń na jego ramieniu.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć, co tu się dzieje? - Zażądałem nieśmiało, usilnie unikając wzroku Freunda.
- KURWA, WELLINGA, NIE PIEPRZ, TYLKO SIĘ PRZYZNAJ DO SWOJEJ, KURWA, WINY, TY... POTWORZE JEDEN! - Ryknął Severin, na co w moich oczach zgromadziły się łzy. Byłem taki zagubiony i przestraszony!
Ale nie płakałem. Duzi chłopcy nie płaczą. Zresztą nie mogłem pokazać im mojej wrażliwej strony.
- Sevi, wypij melissę. - Richi położył przed blondynem filiżankę z parującym wywarem. Dopiero tego wieczoru zauważyłem, że Richard naprawdę ma zadatki na dobrego lekarza.
- Więc, Severin poszedł na skocznię, bo w tym liściku, który znalazłeś, pisało, że odzyska tam swoje wkładki. - Zaczął relacjonować Wank. Oczywiście, nie obyło się bez żywego gestykulowania. Wieżowiec prawie nie przywalił Severinowi w twarz. To 'omal' trochę mnie zasmuciło. Freund zasłużył, aby ktoś mu mocno przypierdolił, bo przez tą całą sprawę z wkładkami w głowie mu się wszystko poprzestawiało. - I spotkał tam ciebie, a więc rzeczą zrozumiałą jest, że wyciągnął wniosek taki, iż to ty jesteś porywaczem wkładek. Zdenerwował się i rzucił się na ciebie. Straciłeś przytomność. Severin jednakże nie jest pozbawionym uczuć mordercą, więc cały zapłakany przyniósł zakrwawionego ciebie. Mieliśmy już dzwonić po księdza, by z ostatnim namaszczeniem przyszedł, ale wtedy ty zmartwychwstałeś. Oto cała historia.
- Wcale nie płakałem. - Burknął gniewnie Freund.
- Jedyne pytanie. - Wank rzucił mi spojrzenie pełne wiary. - Co robiłeś na Wielkiej Krokwi? Bo chyba nie stoisz za porwaniem wkładek...?
Przez chwilę patrzyłem na nich bez słowa, cały osłupiały. Dopiero potem dotarł do mnie sens wankowego pytania.
Myśleli, że ja... Ale... W głowie mi to się nie mieściło. W życiu nie zrobiłbym takiego czegoś kumplowi z drużyny, nawet gdy jest wredny w stosunku do mnie.
- Nie ufacie mi? - Zapytałem cienkim głosem. Chciałem zachować się jak prawdziwy mężczyzna, ale emocje wzięły górę i musiałem uznać wyższość drżącej wargi.
- To nie tak - zaczął ugodowo Freitag. - Ale popatrz na dowody...
- Wy nic nie wiecie! - Zarzuciłem im i się rozpłakałem.
Bycie prawdziwym mężczyzną diabli wzięli.
***

Freitag: Vaterschaft

Gdy tak patrzyłem na Andreasa - na jego zapłakane oczka, drżące usteczka, zarumienione od płaczu policzki - odezwały się moje instynkty ojcowskie.
Fakt faktem, że w wieku niespełna dwudziestu trzech lat nie jestem gotowy na tacierzyństwo, ani tym bardziej na adoptowanie tak dużego chłopca (w sensie dosłownym i przenośnym, ja przy Wellingerze wyglądam niemalże jak krasnoludek przy ogrze), ale przecież to nie przeszkadza w zbieraniu doświadczeń.
Wyciągnąłem ze swojej tajnej skrzyneczki Milkę (moją ulubioną, z oreo) i poczęstowałem nią Wellingę. Chłopak jak się dopadł, tak zjadł całą! Aż wszystkie moje ciepłe uczucia względem niego zniknęły.
W każdym bądź razie, dzieckiem nie jestem, więc o czekoladę się nie kłóciłem. Poza tym, no cóż, Andreas jest teraz w trakcie dojrzewania, a chłopcy w tym wieku mają duże potrzeby gastronomiczne.
- Też dostałem liścik. - Wellinga przerwał ciszę, jednocześnie rękawem wycierając usta z czekolady. - Miałem na kogoś tam czekać. Nie wiem, na kogo.
- Ale... - Wank zmarszczył brwi. - Coś mi tutaj nie pasuje.
- Po co ktoś miałby kazać ci przyjść, wtedy kiedy mi? - zdziwił się Freund.
- Żeby doszło do takiej sytuacji, do jakiej doszło. - Niespodziewanie odezwał się Karl. - Ktoś najwyraźniej bawi się z wami w kotka i myszkę.
*************

więc siedzę sobie, piję kawusię i oglądam serial. w międzyczasie dodaję rozdział, modląc się, by szybko spłynęło na mnie oświecenie, co do dalszych rozdziałów ;d;d
(i tak trochę smuci mnie, że tak dużo wejść, a tak mało komentarzy, zarówno tutaj jak i na freidrehen :c to średnio motywujące)
see ya.

środa, 6 sierpnia 2014

[11.] love will either save you or kill you


Freund: alarm bojowy

Z zaciśniętym żołądkiem wpatrywałem się w twarz Wanka.
To nie działo się naprawdę. To było niemożliwe.
Po prostu nie.
- Sevi, wszystko w porządku? - Andi miał niepewną miną. - Wyglądasz jakbyś miał się zaraz rozkleić.
Oni nie rozumieją. Nie rozumieją tego, przez co ostatnio przeszedłem. Nie rozumieją mojego strachu, bólu i tęsknoty. Nie rozumieją mojego wzruszenie. Bo przecież od odzyskania moich wkładek dzieliło mnie tylko kilka kroków. Wystarczy pobiec na skocznie i...
A co jeśli to pułapka?
Scheisse.
- Andi, co teraz będzie? - Zapytałem łamiącym się głosem, jednocześnie siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach. Nerwowo nie wyrabiałem. Nie umiałem poradzić sobie z całym tym stresem, wszystko po prostu mnie przerastało. W życiu nie czułem się gorzej.
- Uratujemy twoje wkładki, nie martw się. - Wank poklepał mnie krzepiąco po plecach. - Coś wymyślimy, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze.
A ja mu uwierzyłem, bo co innego niby miałem zrobić?
*
- Chcę iść sam - powiedziałem stanowczo, zaciśniętą dłonią uderzając w stół. Przybrałem swoją najbardziej autorytarną minę i wyniosłym spojrzeniem zmierzyłem każdego mojego kumpla z osobna. - Tak chce porywacz i tak będzie.
- Ależ Severinie - Freitag pokręcił głową, nie kryjąc swojej dezaprobaty. - Jeszcze dwie godziny temu byłeś w zaawansowanej depresji. Baliśmy się, że pójdziesz do fanek piszczałek Schlierenzauera i wyzwiesz ich Gregusia od najgorszych skakajców i chłopczyków z końskimi uśmiechami.
- Richardzie, podjąłem już decyzję. Jedyne, co możecie dla mnie zrobić, to przygotować dla mnie broń. Porywacz chce wojny, więc będzie ją miał. - Powiedziałem sucho, ze złowieszczym błyskiem w oku. Czułem się wyprany z emocji, ale... ale gdzieś w środku pragnienie zemsty wołało we mnie tak głośno, jak jeszcze nigdy.
***

Wellinger: was ist los?

Chuchnąłem w zmarznięte dłonie, ze zniecierpliwieniem rozglądając się na boki. Noc była zimna i ciemna, jedynie jasno oświetlona Wielka Krokiew rozpraszała gęsty mrok. Kucnąłem tuż za toi-toi'em, by uchronić się przed lodowatymi podmuchami halnego. Czekałem już dwadzieścia minut, a nadal nie działo się nic nadzwyczajnego. Skocznia o tej porze była trochę upiorna - ciemność i pustka przyprawiały mnie o dreszcze. Ale nie, nie bałem się. Wiedziałem, że miało się tutaj dokonać moje przeznaczenie.
Żartuję, nic wtedy nie wiedziałem. Po prostu gadkę o przeznaczeniu na pewno strzeliłby Werter, gdyby był na moim miejscu. On, no nie wiem, jest naprawdę inspirującym facetem.
Więc kiedy tak kucałem w jakieś zaspie, usłyszałem kroki. Podniosłem się z gracją pantery śnieżnej i wbiłem wzrok w jasny snop latarki.
- Kim jesteś? - Zapytałem drżącym głosem. Nie miałem pojęcia, kogo miałem się spodziewać. Myślałem, że to znowu jakaś pani, która zacznie błagać mnie, bym rzucił wszystko w cholerę i został jej zięciem. Albo kolejny dziennikarz, urzeczony moją błyskotliwą karierą, chcący zrobić wywiad swojego życia, który przyniósłby mu Pulitzera.
Na pewno nie spodziewałem się jego.
Przez kilka minut trwaliśmy w milczeniu, po czym przybysz rzucił we mnie kilkoma małymi mydełkami, takimi jakie znajdowały się w pokojowych łazienkach hotelu, w którym zatrzymałem się razem z drużyną. Potem zostałem zaatakowany czerstwymi mannerami. Kilka okruszków dostało się do moich oczów, obraz przede mną stracił swoją ostrość. Przewróciłem się na ziemię, a wtedy napastnik zaczął mnie okładać. Poczułem słony smak krwi w ustach, w płucach zaczęło brakować mi powietrza, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętam była twarz wyglądająca jak twarz Severina i jego usta, mówiące upiornym głosem:
- Wellinga, kurwa, oddaj mi moje wkładki, nędzniku.
A potem zemdlałem.
*
- Chłopaki, zabiłem Wellingę!
- Gdzie Freitag?!
- Co ty mu zrobiłeś?
- Dlaczego on krwawi?
- Niech ktoś zrobi resuscytację! FREITAG! KOMM HIER SOFORT!
- On porwał moje wkładki! On! Wellinga! Myślałem, że jest przyjacielem, bratem. Wanki, dlaczego on mi to zrobił?
- Nie płacz, Sevi. Wszystko się wyjaśni, tylko musimy ocucić Wellingę.
- Gdzie pacjent?
- Ale ja go zabiłem!
- Panie, świeć jego duszy.
- Ale... Chłopaki, wiem, że nie jestem jeszcze nawet w trakcie studii medycznych, ale on, no nie wiem, wygląda jakby żył.
- I ty siebie chcesz nazywać lekarzem? Nawet trupa nie umiesz odróżnić...
- Ale...
- Zabiłem go i już nie dowiem się, gdzie moje wkładki!
- Keine Panik auf der Titanic, Sevi, wszystko się wyjaśni, zobaczysz.
- Hej, chłopcy...
- Zamknij się, Freitag. Nie widzisz, że uspokajam Sevika?
- Ale...
- Oesu. ale mi łeb napierdala. I co się dzieje, do cholery?
...
...
- WELLINGA?! TO TY ŻYJESZ?
***********

tak więc wracam po ponad dwóch miesiącach z rozdziałem, który pisał się bardzo opornie, o czym świadczy jego, powiedzmy łagodnie, przeciętność. No nie wiem, trudno mi, jest tu wymyślić coś fajnego, świeżego i śmiesznego, co by było jeszcze opakowane w dobry kunszt. Czuję straszną irytację, gdy włączą worda i próbuję coś w temacie mixofstories nabazgrać. może w tym tkwi problem.
póki co, wciąż zapraszam was do Fettnera, gdzie już prolog i pierwszy rozdział :) freidrehen.blogspot.com
i w ankietce też można wziąć udział :)
bye xoxo

środa, 30 lipca 2014

breaking news


Witajcie dziewczynki.
Przepraszam za te dwa miesiące, podczas których nie pojawił się żaden post ani tutaj ani w pliku mixofstories.docx. Ale generalnie jestem w trakcie naprawiania tego i coś, bardzo marne coś, ale wciąż coś zaczyna powstać :)
Ale zanim to nastąpi, chciałabym was serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie, które traktuje o Manuelu Fettnerze. Bo Fettner to miłość i kiedyś poczułam nagłą potrzebę napisania o nim opowiadania :)

ladies, zapraszam: freidrehen.blogspot.com




czwartek, 22 maja 2014

[10.] viel los

     Wank: operacja Morskie Oko

Nie powiedzieliśmy Severinowi o liściku, nie chcieliśmy, aby niepotrzebnie robił sobie nadzieję - przecież zawsze ktoś mógł robić sobie z nas żarty i podszyć się pod porywacza.
Dlatego kazaliśmy Bodmerowi pilnować Sevika (tak, tak, wiem, słaba opieka, ale z braku laku musiała być taka), a sami udaliśmy się do Morskiego Oka.
Od razu było widać, kto tutaj rozdaje karty. Stefcio Hula był w centrum uwagi, to właśnie obok niego gromadziło się najwięcej kobiet, to on siedział w vipowskiej loży i pił szampana droższego od niejednego dobrego samochodu. Gdzieś tam obok kulił się Kornilov, próbując czerpać garściami Stefciowy lans. Z marnym skutkiem, zauważymy. No cóż, nie wszyscy urodzili się celebrytami, świat szaraczków też potrzebuje.
Egal.
Dyskretnie porozstawialiśmy się po klubie. Był z nami nawet Wellinger w outficie wprost z powieści Goethego, wiesz żółta koszula, niebieska kamizelka - przyszedł z własnej, nieprzymuszonej woli - ale niestety to nie było dobre posunięcie. Andi od razu został otoczony przez dziewczynki, co, no cóż, rzucało się w oczy. Trudno nie zauważyć piszczących podlotków, kilka już mdlejących i leżących na ziemi, kilka zrywających z siebie wypchane staniki, a po środku nich zażenowanego po cebulki włosów chłopaczka.
Załamywaliśmy ręce z bezsilności.
W końcu postanowiliśmy strzelić sobie po jednym, a potem przestać "znać" Wellingę i dalej robić swoje, czyli udając znudzonych, dyskretnie obserwować salę.
Nic szczególnego się nie działo. Łososie grali sobie w karty i próbowali wyrwać jakieś laski, ale wszystkie panny były zainteresowane albo Stefciem albo Wellingą. Polaczki bawili się w swoim gronie. Szwajcarzy jedli ser, a Ruscy upijali się do nieprzytomności. Byłem jedynie trochę zaniepokojony tym norweskim kartoflem - Bardalo rzucał w naszą stronę takie spojrzenia, jakby chciał z nas frytki zrobić. Fammelcio też za przyjaznego spojrzenie nie miał, ale to przez Hulę.
I wtedy zauważyłem Ulrikę. Od razu w oczy rzuciła mi się jej jaskrawoczerwona sukienka, odsłaniająca co niektóre części ciała.
Tak, była z niej ostra laska i nie dziwię się, że Sevi na nią poleciał.
Muszę przyznać, że Ulrika dziwnie się zachowywała. Siedziała w kącie sali, nerwowo  bawiąc się palcami i rozglądając się na boki. Wyglądała na spłoszoną i zestresowaną. Zupełnie jakby czegoś się bała. Chciałem do niej podejść, zapytać się, czy alles ok, ale wtedy przypomniałem sobie, że Ulrika ma łudząco podobne pismo do osoby, która pisała liściki o wkładkach. Więc postanowiłem czekać na rozwój sytuacji.
Kiwnąłem do Freitaga i dyskretnie wskazałem mu Ulrikę. Brunet ze zdziwienia szeroko otworzył oczy. Zdecydowanie Ulrika wyglądała podejrzanie.
W pewnym momencie podszedł do niej Fannemel. Krasnal podstawił przed nią jakiegoś kolorowego drinka, po czym usiadł obok i zaczął uśmiechać się nonszalancko. Początkowo myślałem, że chce ją po prostu wyrwać - każdy wie, jaki jest Fannemel - ale on bynajmniej nie wyglądał jak jeleń w porze godowej. Nawet nie zerkał w okazały dekolt Ulriki!
Miałem dwa podejrzenia:
a) Fannemel zmienił orientację.
b) Oni coś kombinowali.
Pierwszą myśl od razu skreśliłem. Podczas moich obserwacji kilkakrotnie wyłapałem lubieżne spojrzenia Andersa rzucane dziewczyną (które i tak nie były nim zainteresowane, bo wiadomo Stefcio, król imprezy).
Zmęczony monotonią zamówiłem kolejne piwo. I wtedy mnie zamurowało. Wyplułem połowę złocistego napoju na siedzącego obok Prevca, bowiem Andreas Wellinger wszedł na bar, ściągnął swoją supcio werterowską kamizelkę i zaczął krzyczeć, że się zabije...
***

     Fettner: zawsze w odpowiednim czasie i miejscu

Wybuchło niemałe zamieszanie, gdy Andreas Junior, zrobiwszy striptiz w wersji soft, obwieścił światu, że pragnie zakończyć swój żywot. Tabuny dziewczyn na zmianę piszczały z zachwytu i wyły z rozpaczy. Andreas Senior wypluł piwo na Prevca, co nie spodobało się Precelkowi, więc wszczął małą bójkę. Freitag rzucił się w stronę Wellingera, próbując wyperswadować mu ten nierozważny zamiar. I ogólnie wszyscy pędzili z jednej strony na drugą, chcąc zobaczyć szopkę wellingerowską.
Manuel Fettner natomiast zawsze jest na posterunku.
- Perfecto - Fannemel wypuścił z ust obłok dymu.
- Nie ma Severina. - Zauważyła blondi. Najprawdopodobniej Ulrika Lasermann, lat dwadzieścia pięć i pół, stan cywilny: panna, znaki szczególne: znamię w kształcie serduszka pod prawym obojczykiem, miseczka stanika: DD. Eks Freunda S.
A tym samym nasza podejrzana Nummer ein.
Hej Andi, naprawdę cieszę się, że uczyniłeś mnie, prostego Fetti'ego, swoim asystentem. Moja mama jest ze mnie taka dumna!
W każdym bądź razie, Fannemel cały czas wyglądał na odprężonego. Obojętnym wzrokiem lustrował zamieszanie wokół Wellingi, od czasu do czasu nonszalanckim ruchem strzepując z fajki popiół.
- Ale jest jego świta. Nie widziałaś jak nas obserwowali?
Ulrika zrobiła wielkie oczy.
- Więc dlaczego pozwalasz im na to, by widzieli nas razem?
Fannis uśmiechnął się przebiegle.
- Żeby zaczęli się mocniej zastanawiać, fiksować z domysłów. Pamiętaj moja droga, gra psychiczna jest najważniejsza.
- Ojej - Blondi rzuciła kurduplowi pełne zachwytu spojrzenie. - Jesteś taki mądry.
- Się wie. A teraz wybacz, idę znaleźć sobie jakąś panienkę, by zaspokoić swoją frustrację.
Coś mi mówiło, żeby iść za Andersem, ale nie uśmiechało mi się obserwowanie jego prokreacji. Dlatego pokręciłem się po klubie.
Oczywiście Manuel Fettner zawsze zjawia się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze.
Widziałem jak Wellinga dyskretnie wyjął z kieszeni karteczkę, upuścił ją i udając zaskoczonego, podniósł ją z podłogi.
Wkładki do odbioru osobistego na Wielkiej Krokwi w godzinach nocnych. Sevi, masz 48h albo twoje wkładki spotka marny los. I może pozbądź się swoich nieudolnych dam dworu. Z wyrazami miłości xyz.
********
żółta koszulka, niebieska kamizelka - niebieska koszula, żółtka kamizelka. nie pamiętam.
anyway, nie wiem czy jest sens ciągnięcia tego partactwa, bo niedość, że męczę się z pseudorozdziałami, to jeszcze sama gubię się w tym, co piszę i hello, gdzie zniknął początkowy humor? No nie wiem, może uda mi się go znaleźć. ale nie szybko. może w ogóle?
a tak poza tym, za kilkanaście godzin będzie welcome to england, so jestem przerażona.
trzymajcie się chłodno w te upalne dni! <3

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

[09.] turn the crowd up now



     Freund: wszystko zmierza w złym kierunku

Nie mogę jeść. Nie mogę spać. Nie mogę przestać o nich myśleć. Boję się, tak cholernie się boję. Co jeśli są zbezczeszczane, co jeśli ktoś rzucił je w kąt, jakby były jakąś zepsutą zabawką? Miewam przez to wszystko napady paniki, nie potrafię skupić się na najprostszych czynnościach. Na przykład rano umyłem zęby szczoteczką Wanka. Potem założyłem dwie inne skarpetki, a kawę posoliłem. Nawet kombinezon ubrałem na lewą stronę! I wciąż chudnę. Obawiam się, że jeśli szybko nie odzyskam swoich wkładek, moja waga spadnie poniżej dopuszczalnej i, oh mein Gott, zabronią mi skakać.
A wkładki i skoki to najważniejsze rzeczy w moim życiu.
Mój tlen, coś bez czego nie wyobrażam sobie życia.
Jestem na granicy wytrzymałości, nie wiem, ile jeszcze tak pociągnę. Już nie daję rady, kończą mi się siły. To wszystko mnie wykańcza.
I ten brak wieści - jakikolwiek. Brak nowych liścików, brak Ulriki, brak zawisłych spojrzeń Pointnera. NICHTS.
Czuję się tak, jakby całe życie wymykało mi się spod kontroli.
Kofla, ja już dłużej nie mogę.
Mam dość.
Naprawdę.
***

     Freitag: diagnoza vol II

Sevi jest w złym stanie psychicznym. Obawiam się, że jeżeli szybko nie odzyska wkładek, wpadnie w depresję równie głęboką jak Rów Mariański. A może nawet targnie się na swoje życie. Dlatego, przezornie, usunąłem z jego pokoju wszystkie potencjalnie niebezpieczne przedmioty, między innymi plastikowe widelce, sznurówki, gumki z majtek i tabletki na przeczyszczenie. Ponadto staram się mieć go pod stałą obserwacją.
Muszę przyznać, że Freund jest bardzo opornym pacjentem. W ogóle nie poddaje się terapii antydepresyjnej. Wmuszam w niego milkę od Schmitta (wiadomo, czekolada, endorfiny i te sprawy), ale on uparcie twierdzi, że niczego nie przełknie. Wysyłam go do solarium (bo to częsty trik stosowany w leczeniu depresji w Skandynawii), ale Sevi nie chce wyglądać jak blondsolara. Żadne racjonalne argumenty go nie przekonują, czasami czuję się, jakbym rozmawiał ze ścianą. Najczęściej Sev siedzi w pokoju i żałośnie kiwa się na boki, nie reagując na żadne prośby. Etap obsesyjnego szukania wkładek dawno już minął. Teraz Freund próbuję przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, zaakceptować teraźniejszość. Jest taki hoffnungslos - zupełnie jak nie on.
Dręczy mnie to, że nie potrafię mu pomóc. Ta sytuacja i mnie przerosła. Nawet w opasłych księgach traktujących o psychice człowieka nie mogę znaleźć odpowiedzi. Źle się dzieje, dlatego radzę ci szybko odzyskać wkładki.

Nie rozumiem, dlaczego pytasz mnie o Wellingę. To grzeczny, ułożony chłopczyk, może nawet za bardzo ułożony.  Często żartujemy sobie z niego, bo wiadomo, jest najmłodszy, ale w sumie to go lubimy. Spoko gościu, tylko z dobranocki musi wyrosnąć. Próbujemy przekonać go, że nadszedł ten czas, w którym musi się wyszaleć, pokosztować życia, ale póki co, marnie nam to idzie.
Fakt, ostatnio się zmienił. Stał się małomówny i cichy, próbuje się nie wychylać. Czasami wręcz unika nas jak ognia.

W Zakopanem przypadł mi pokój z Andreasem Nummer Zwei, ale jakoś nie zwróciłem na ten fakt specjalnej uwagi. Każdy był zabiegany i miał się na baczności. W końcu w tym liściku stało jasno, że w Zakopanem Freund może odzyska wkładki. Wiadomo, Sevi był w centrum uwagi, a ja starałam się nie spuszczać go z oczów. Kto wie, do czego jest zdolny człowiek w tak zaawansowanym stadium depresji.
W każdym bądź razie, Bodmer przez przypadek (tak, tak, każdy uwierzył mu, że to był tylko Zufall), potknął się na korytarzu, tuż przed pokojem Freunda i Wanka i, tadam, znalazł liścik. Jutro. Morskie Oko. Imprezę czas zacząć, Freundi, xoxo., pisało tam. Nie trzeba mówić, że wzbudziło to niemałą sensację w naszych szeregach. Nareszcie jakiś nowy trop! Cały podekscytowany wpadłem do pokoju, bo chciałem to niewątpliwie przełomowe wydarzenie opisać w moim pamiętniku. Kątem oka zauważyłem, jak Wellinga kulił się na swoim łóżku, pogrążony w lekturze. Z ciekawością spojrzałem na okładkę i aż się przeraziłem.
- Co czytasz? - Zapytałem pozornie obojętnym tonem. Chciałem wybadać sytuację, nie płosząc go.
- "Cierpienia młodego Wertera" Goethego. - Odparł, nerwowo zerkając na mnie z nad krawędzi książki.
- A tak, dobra książka. Trochę depresyjna, ale dobra.
- Mhmm. - Mruknął, wracając do czytania.
Postanowiłem wymusić z niego coś więcej. Wiadomo jaki wpływ na młodzież miała ta książka w XIXw., werteryzm, masowe samobójstwa et cetera. Wellinga był podatny na wpływy (oczywiście nie na nasze) i naprawdę się przeraziłem. Obiecałem sobie, że jak skończy się to całe zamieszanie z wkładkami, biorę się za Andreasa. Nie mogę pozwolić, by taki młody chłopak zniszczył sobie życie!
- Co ci się w niej najbardziej podoba?
- No nie wiem - Andi poruszył się niepewnie, jednocześnie rzucając mi spojrzenie bezpańskiego psa. Po chwili namysłu odłożył książkę na bok i wygodniej oparł się o ścianę. Od razu wiedziałem, że będzie mówił, że to ten czas, w którym wreszcie się przełamie. W końcu człowiek nie może wiecznie wszystkiego w sobie dusić, potrzebuje szczerej rozmowy. A kto jest lepszym rozmówcą niż ktoś, kto ma zamiar zostać świetnym lekarzem plus który opanował już podstawy psychologii?
Znaczy... Wellinga na pewno się nie pogniewa, że zostanie moim króliczkiem doświadczalnym.
- Tak jakby trochę... No nie wiem... Chyba utożsamiam się z Werterem.
Ok, zabił mnie tym. To był bardzo niedobry znak.
- W sensie?
- Nie rozumiem.
- Co cię łączy z Werterem? Nieszczęśliwa miłość?
Andi zakłopotał się.
- Nie... Po prostu, tak ogólnie. Nieszczęście. Niezrozumienie. Alienacja.
-  Czy jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć?
- Nie. - Uciął szybko Wellinga, spuszczając wzrok. - Ja po prostu się pogubiłem. Nie umiem się w tym wszystkim odnaleźć. Mam nadzieję, że jeśli dokończę czytać tą książkę, to rozwiązanie przyjdzie samo.
O HOFERZE NIEOMYLNY, NAJGORSZE DOMYSŁY STANĄ SIĘ PRAWDĄ.
Muszę powstrzymać Wellingera, zanim będzie za późno.
Nie chcę, żeby on... żeby popełnił samobójstwo.
**********

naskrobałam coś wieczorem, żaden górnolotny rozdział, ale zawsze coś. plus uwielbiam wrzucać niemieckiego słówka, niemiecki to miłość, aww.
a teraz siedzę sobie z kawką i odpoczywam. w szkole mam już praktycznie wszystko zaliczone, byle dooo, ach, nieważne ;d
miłego dnia, miśki! <3



piątek, 21 marca 2014

[08.] only you can save me

     Hula: dobry interes nie jest zły

Życie Stefcia Huli nie jest łatwe, Stefcio ma bardzo trudne życie. Musi utrzymać rodzinę, dom i kota. Jego żona musi włożyć coś do garnka, bo kota przecież nie ugotuje - Milenka by się załamała. Zresztą zwierzęta dobrze wpływają na rozwój dzieci, więc kot - Huligan - musi żyć. A Stefcio nie będzie ciągle pożyczać od papy Polo, Tajner dobrą duszę ma, ale bez przesady, Stefcio zresztą swój honor ma!
A że skoki nie idą, to oddzielna i bardzo drażliwa sprawa, no po prostu słabszy okres, ale jeszcze kiedyś TCS będzie mój.
Mam też, jak zauważyłeś, drażliwy zwyczaj mówienia w trzeciej osobie. Okejka, próbuję nad tym zapanować, ale Stefcio Hula, wbrew przypuszczeniom społeczeństwa, to nie super bohater. Każdy swe słabości ma.
Więc skoki nie idą ani za cholerę, komornik goni komornika, kończą się zapasy ryżu, a rachunek za prąd wciąż przypięty jest kolorowym magnesem do drzwi lodówki. Za każdym razem, gdy chcę wyciągnąć kawałek wiejskiej kiełbasy, on wciąż tam jest, wciąż bezlitośnie przypominając o terminie zapłaty.
Niekolorowo jest w rodzinie Hulów. Jedynie Milenka, niczym promienne słoneczko wnosi blask do tych ciężkich czasów.
W czasach kryzysu człowiek musi się imać wszystkiego. Dlatego dobiłem interes z Kornilovem. Szmuglujemy bimber z Rosji przez Ukrainę i Białoruś. Dobry interes nie jest zły, a pomysłowy Stefcio jest pomysłowy. To spory zastrzyk gotówki dla mojej rodziny, w końcu nie musimy jeść tylko ryżu na zmianę z makaronem. Wczoraj nawet pozwoliliśmy sobie na goloneczkę z musztardą. Pokarm Bogów, prawie niczym twoje mannery.
Dlatego, druhu, mam nadzieję, że zrozumiesz Stefcia. Stefcio nie chce źle, on tak dla rodziny robi. Milenka musi mieć godne warunki, a Marcelina przecież w szmatach z lumpeksu nie będzie chodzić. I Stefcio... Stefcio też ma swoje potrzeby.
Licho wie, dlaczego Kornilov się w to wkręcił. Udało mi się kiedyś go przekonać, Ruscy do takich rzeczy zdolni, wiesz jak jest. A myśmy nie lepsi. Jedna krew. Poza tym, Kornilovy bimber to dobry alkohol, a jego asortyment jest naprawdę szeroki. Ma, co tylko chcesz. Nasz interes się rozrasta, MO chce, abyśmy zaopatrywali je w alkohol, a ostatnio nawet jakaś rosyjska mafia się nami zainteresowała. Popularny Stefcio jest popularny. Rządzimy w tym światku i nawet chcemy rozszerzyć naszą działalność do innych części Polski.
I wiesz, Kofler... gdybyś czegoś potrzebował... Dla ciebie pięć procent zniżki.
O sprzęcie narciarskim nic nie wiem, twojemu informatorowi się w głowie poprzekręcało. Kto ci takich głupot naopowiadał?
Fannemel, no popatrz się, i ty wierzysz jego zbójeckiemu spojrzeniowi? Przecież gołym okiem widać, że to nie jest dobry człowiek. Pijak taki, bezbożnik i rozpustnik jakich mało! Głupot ci nagadał i tyle. Sprzęt narciarski to poważna sprawa, Stefcio nie może tak ryzykować, przecież ma rodzinę. Niech Fannemel najpierw wytrzeźwieje, a potem zeznania składa.
***

     Kornilov: zaprzeczenie

Ja nic nie wiedzieć, ja dobrym chłopak. Żaden bimber, żaden sprzęt, żadne szmuglowanie. Ja tylko do cerkwi i na skocznie chodzić, ja dobry chłopak, każdy ci to powie.
***

     Wellinger: Cierpienia młodego Wellingi

Życie jest trudne, gdy ma się naście lat. Człowiek dorasta, zmienia się jego ciało, psychika, zmieniają się ludzie wokół niego. Nie jest fajnie i beztrosko, jak było kiedyś. Każdy coraz więcej wymaga, z drugiej strony wciąż widząc w tobie dziecko. Nie traktują cię poważnie, ale piwo i playboy'e kupować im musisz. Dowód w kieszeni nie wystarczy, by ludzie brali cię na poważnie. Prawda jest brutalna: chcesz być szczęśliwy? Nie dorastaj!
Ciężko jest mi, a nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Drużynowy psycholog mnie wyśmiał, powiedział, że to część inicjacji, że każdy - prędzej czy później - musi przez to przejść. Że to na pewno mnie ukształtuje. Trenerowi przecież na nich nie poskarżę, bo wyjdę na maminsynka i kabla. Muszę to wszystko w sobie dusić, dławić się tym każdego dnia. Zostaje mi jedynie gorliwa modlitwa i nadzieja, że kiedyś to się skończy.
Ja... Lubię ich, naprawdę ich lubię. Są mili i przyjacielscy, dają mi dobre rady, jeśli chodzi o skoki, dzielą się swoim doświadczeniem i w ogóle. Ale gdy im się nudzi lub gdy ich lenistwo o sobie przypomina... zmieniają się wtedy w potwory. Nikt nie zliczy, ile już razy musiałem ścierać podłogę, bo Wank znowu zarzygał pół pokoju, nikt nie wie, ile razy miałem głowę w kiblu (moje biedne włosy... Dla nich to katorga, nawet superdrogie odżywki im nie pomagają, kostka sedesowa zniszczyła mi życie). Niczego nie pragnę tak mocno, jak tego, by w końcu w drużynie pojawił się ktoś młodszy kogo i ja mógłbym dręczyć!
Nieraz wyobrażałem sobie jak będę się mścił na następnym młokosie, zemsta jest słodka i myśl o niej trzyma mnie przy normalności.
Wieczór poprzedzający zniknięcie wkładek Seva był straszny. Chłopcy byli bardzo nakręceni, szykowali się do imprezy, pili piwo i śmiali się z Norwegów. Ja nie miałem ochoty na imprezę, to był jeden z tych dni, w którym chciałem położyć się na łóżku w rozciągniętych dresach i oglądać do rana komedie.
- E, Wellinga, dzisiaj wymięka. - Orzekł głośno Wank. - Dla niego dzisiaj tylko dobranocka, paciorek, siku i lulu.
Reszta wybuchnęła gromkim śmiechem, a ja jedynie zarumieniłem się po korzonki moich cudownych włosów. Co jak co, ale moja czupryna to mój główny powód do dumy.
- Cienko, Wellinger, cienko. - Mechler walnął mnie przyjacielsko w głowę, nie przestając rechotać. Boże Święty, ten człowiek jest taki obleśny!
- Po prostu nie mam dzisiaj ochoty. - Burknąłem, mierząc ich wszystkim pogardliwym spojrzeniem.
- Mutti nie pozwala ci na imprezy? - Severin szturchnął mnie łokciem.
- Chłopie, w tym wieku to tylko skoki, imprezy, seks i narkotyki. - Freitag puścił mi oczko.
- Ale okej, jak chcesz. Zostań razem ze swoim misiem i nie buntuj się, o ósmej masz już grzecznie spać. - Przykazał mi ojcowskim tonem Freund.
Skuliłem się w sobie,nie mogąc ich dłużej słuchać. To było straszne, czułem się jakby mnie psychicznie molestowali. Ich śmiechy długo siedziały w mojej głowie, nawet, gdy już wyszli na miasto słyszałem ich pogardliwy rechot. To bolało. Nie mogłem tak dłużej, nikt mnie tutaj nie rozumiał. I oni wszyscy, niby tacy super i w ogóle, a w rzeczywistości zawsze było tak samo - zawsze mnie wyśmiewali. Nic nie poradzę na to, że jestem rozsądny, że nie chcę ciągle latać do tych wszystkich dyskotek i lizać się z pannami, które nic dla mnie nie znaczą. Na litość Boską, nie chcę skończyć jak Hilde, chcę dla siebie czegoś więcej, czy ktoś to rozumie? Chce sławy, kariery takiej jak Małysza, zwycięstw więcej niż Schlierenzauer. Chcę prawdziwej miłości, dziewczyny, która skradnie moje serce, a nie dziewictwo w dyskotekowym kiblu.
I chcę, żeby ktoś to wreszcie zrozumiał, a żeby oni się wreszcie ode mnie odczepili.
Tak, byłem wtedy wzburzony i zbulwersowany. Tak, mogłem zrobić coś, czego potem bym żałował...
***********

a taki tam rozdział na ostatnie dni sezonu, mojej młodości i bycia hot 18. chociaż nie wiem, czy starość to już czy za rok, who cares, ja wieku już nie liczę. my wiecznie młodzi i piękni, ot co :D
i ja tak bardzo zła dla wellingi, mojego rówieśnika, no smuteczeq, ale on może zrozumie, że sztuka wymaga poświęceń :D

(KK nasze ojej, tyle miłości!)



   

czwartek, 6 marca 2014

[07.] sometimes i wish i could save you



      Bodmer: nieszczęśliwy żywot Boda

To co, panie komisarz, może kielicha? Kielich zawsze dobry i myśleć pomaga. Bimberku? Poczęstowałbym cię jakimś Tadeuszem tudzież inną Żubrówką, ale taka wódka dobra tylko dla Polaków, wiesz jak jest. Jeśli nie chcesz potem przesuwać ścian to strzelmy sobie może po piwku, co? jedno piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Na służbie jesteś, powiadasz? No trudno. Ale pamiętaj, znajdę cię w Planicy.
Wkładki Freunda? Okej, raz je zgubiłem, bo bawiłem się w sklep z Horlacherem i tak jakoś wyszło... Schowałem je do walizki Hofera. Dlaczego? No cóż, nie wiem. W każdym bądź razie zapomniałem o tym, czego potem bardzo żałowałem, bo Sevi taki zrozpaczony był, a ja nie lubię, gdy on się smuci. W ogóle nie lubię ranić ludzi. Przez te wszystko zrobiła się potem szopka i Freund dostał wścieklizny. Ogień w jego zazwyczaj błękitnych oczach przerażał mnie bardziej niż Pointner kłócący się z Hoferem. Byłem bliski łez, bo Sevik lada moment gotów był porywać mi z pupci kończyny, a ja jestem przecież z nimi taaak zżyty. Pewnie by je jeszcze powiesił gdzieś na skoczni. Wiesz, jaki byłby potem wstyd? Zwłaszcza, że mam takie krzywe nogi, noo życia bym po prostu nie miał. Od razu pojawiłoby się milion postów o mnie na hejted: skoki narciarski.
Na szczęście wkładki się odnalazły! A właściwie oddał je Hofer, który, swoją droga, minę miał mocno zdezorientowaną. No cóż, też nie chciałbym znaleźć w swoich majtkach poobgryzanych wkładek. Schuster przeprosił Hofera, Freund przytulił wkładki i z powrotem każdy był hepi.
Tylko ja dostałem zakaz tykania wkładek Freunda.
I od tamtej pory ich nie ruszałem, słowo harcerza!
***

    Fannemel: są ludzie i parapety

I jak tam, Koflero, wyrwałeś w końcu jakąś lasię?
Hahahahaha jaki z ciebie lamus, chłopie. Mówiłem ci, wystarczy tylko pokręcić bioderkiem, potem rzucić męskie, takie ponętne spojrzenie i wszystkie laski twoje.
Okejka, przestaję mówić o pannach. Więc co chcesz wiedzieć?
Ej no ogierze, pohamuj się w tych swoich daleko idących wnioskach. Przecież wiesz, że nie mógłbym cię okłamać. Ja po prostu zataiłem kilka faktów przed tobą, bo przecież Ziemnior to mój ziom, co nie? Zresztą, to nie mój interes, że się z Żujkiem nie lubią. Każdy ma w swoim życiu taką osobę, której po prostu nie trawi, nie? W moim przypadku to może i nawet więcej takich osób się znajdzie, bo, na przykład, taka matematyczka z mojej podstawówki, o Hoferze Święty, jak ja jej nienawidziłem, w dodatku miała takie obwisłe cycki, jakby co najmniej dwudziestkę dzieci wykarmiła. Albo taki Koudelka. Nie dość, że pościel to głupi. On serio myśli, że od otwierania ust dalej poleci? No please, jak to mówią są ludzie i parapety.
W każdym bądź razie, nie o tym chciałem.
Mam dla ciebie nowy trop, a co!

Kac morderca nie zna serca, dzisiejszego ranka wyjątkowo mocno odczułem na sobie sens tego powiedzonka! A mój dziadek zawsze mówił, że na kaca nie ma lepszego lekarstwa niż szklanka mleka i trochę świeżego powietrza. I, wierz lub nie, ale to się sprawdza. Dlatego, gdy już nieco się ogarnąłem i gdy podwędziłem ciepłe, wełniane skarpetki Stjernenowi, pohasałem na Krupówki. Milusio było trochę się dotlenić i przy okazji popatrzyć na polskie dupcie. Oooo uwierz mi, z kacem życie jest trudne, ale widok sexi lali potrafi nieźle zniwelować nieprzyjemne łupanie w głowie.
Gdyby nie fakt, że wyglądałem jakbym w nocy ziemniaki zbierał, cały sflaszały i z workami pod oczami niemalże na pół twarzy, podbiłbym do takiej sztuki, mówię ci, laska obłędna była. Tleniona blondyna, jasnoróżowy błyszczyk na ustach, którego smaku chętnie bym pokosztował i dłuuuugie nogi odziane z sexi kozaczki. Pukałby jak Jehowy w drzwi! I gdy tak przyglądałem się jej ukradkiem, usłyszałem dziwnie znajomy głos. A tak, zorientowałem się szybko, to był Stefcio Hula, mój kompan do picia, piliśmy razem Wyborową gdzieś, nie pamiętam gdzie. Panie komisarzu, zapamiętaj moją radę, nigdy nie pij z Polakami. To nie nasze tempo, zdecydowanie. Do dziś mam luki w pamięci, wiem tylko jedno, działo się wtedy, oj działo.
Chyba próbowałem śpiewać to polskie disco polo. Kupiłem firankę i Cztery Osiemnastki. Cieszę się, że pamiętam to jak przez mgłę.
- Denis, to jest dobry interes. Lepszy niż handlowanie bimbrem.
Spojrzałem w bok i rzeczywiście, obok Stefka stał ten Rusek, Denis Kornilov. Jak zwykle, nos przysłaniał mu pół gęby, a rozbiegane oczy ani myślały skoncentrować się choćby przez chwilę na Stefciu. Był dziwnie nerwowy, ale w sumie, on taki zawsze jest. Nawet po kilku głębszych, gdy uderza na podryw.
- Zbiłem fortunę na tym. - Mruknął niewyraźnie. - Każdy lubi mój bimber.
- Wiem, wiem. Zrobił furorę na moich urodzinach. Pan Prezes upił się, że hoho, ten pomarańczowy zwłaszcza mu posmakował.
- Ooo to pewnie miał niezłe schizy.
- Człowieku, co on robił! - Stefciowi aż oczy zabłysnęły. - Najpierw zgolił wąs! A potem zaczął twerkować!
- To chyba musiał być towar z tej superhiprmocnej produkcji. - Uśmiechnął się dumnie Korniszon, to jest Kornilov.
- Zdecydowanie. W każdym bądź razie, czas na nowy przekręt, kolego. - Stefcio puścił oczko.
A Denisowi ręce zaczęły się trząść i pocić.
Nerwowym ruchem poprawił czapkę, rozglądnął się uważnie na boki, a potem ściszył głos niemal do szeptu.
- Nie wiem, czy jestem gotowy na szmuglowanie sprzętu narciarskiego...
*************

oto i ja i rozdział, który powala, tak wiem.
chciałabym jeszcze odnieść się do ostatniego rozdziału: gdy go opublikowałam, zobaczyłam, że wszędzie zamiast werner pisze werter, ale to wynika z faktu mojego uwielbienia do 'cierpień młodego wertera' ;___; wybaczcie mi ten błąd, a także to, że jestem za leniwa, by to zmienić. to wstyd, cam, wstyd :c
a teraz do łóżka, bo jutro trzeba wstać i ostatnie rzeczy dopakować. Małopolsko, szykuj się, bo nadchodzę ;33


piątek, 21 lutego 2014

[06.] you're doing all these things out of desperation

Pointner: Ordnung muss sein!

Kofler, na litość Boską, co się stało z twoim mózgiem? Weź się, z łaski swojej, za treningi, a nie ganiasz z różowym notatnikiem po całej skoczni. Proponowałbym ci dwieście pompek i to migiem, chyba, że chcesz, żebym napuścił na ciebie SMSKAK*, bo taka opcja też istnieje. Tylko się kompromitujesz, Kofler, zarówno jako skoczek, jak i jako śledczy. Dupa z ciebie. Jedynie wafelki umiesz reklamować, to, przyznam ci, wychodzi ci zajebiście, nawet sam się skusiłam na kilka kęsów mannera.
Chcesz do Soczi to się postaraj, bo nawet to dziecko Poppinger lepiej od ciebie skacze.
Tak, wiem, że ma dwadzieścia pięć lat i, Kofler, zapamiętaj to na całe życie, trenera się nie poprawia, nigdy!
Pięć okrążeń wokół Wielkiej Krokwi!
Dlaczego pytasz mnie o tego Przeżuwacza? Łajza z niego, ale czasami, trzeba to przyznać, umie skoczyć. Słyszałem, że zginęły mu te wkładki. szczerze powiedziawszy, sam nawet kiedyś myślałem, by nie kazać Kraftowi mu ich ukraść, bo, tak myślę, bez nich już by tak dobrze nie skakał. I to nie chodzi wcale o to, że działają jak talizmany. Freund po prostu w nie wierzy, w ich mistyczną moc, a wiadomo, wiara czyni cuda. Nie ma wkładek, nie ma wiary, są beznadziejne wyniki. Taki psychologiczny trik, czaisz? Ok, pewnie nie, myślenie wychodzi ci gorzej od skakania.
Wracając do tej sprawy z wkładki. Nie szkoda mi Freunda. W ogóle. Widziałeś go dzisiaj na treningach? To już nawet ten Kazach skoczył dalej od niego. Przeżuwacz ma słabą kondycje psychiczną. Opowiem ci taką historię, tylko nie mów nic Fettnerowi, bo on gęby na kłódki w ogóle nie trzyma. Nie wiem, jak można być gorszą paplą od mojej żony, ale jak widać, jest to możliwe.
W każdym bądź razie, kiedyś, już dawno temu, rozmawiałem sobie z Schusterem, kiedy on odebrał dziwny telefon. Z twarzy Wertera można było czytać jak z otwartej księgi. Widziałem jak jego obojętność powoli przemienia się w szok, by na końcu zamienić się w zdenerwowanie.
- Już idę. - Rzucił drżącym głosem, po czym schował telefon głęboko w kieszeń - Muszę iść. Chłopcy jak zwykle coś popsuli, pewnie Wank znowu skakał po łóżku. Chyba w końcu wezmę z ciebie, Alex, przykład i wprowadzę reżim w swojej drużynie. - Schuster zaśmiał się niby lekko, ale, mimo wszystko, nie udało mu się zamaskować strachu w oczach. Od razu zauważyłem, że jego problem to coś więcej niż Wieżowiec bawiący się w małpę.
Schuster był bowiem ewidentnie spa-ni-ko-wa-ny.
Jak sam wiesz, w naszej ekipie mamy dobrze rozbudowaną inwigilację. Trzeba rękę na pulsie trzymać i wiedzieć co, gdzie, jak. Dlatego polazłem za Schusterem, czego on nawet nie zauważył, a specjalnie jakoś się z tym nie kryłem. Kolejny dowód na to, jak ten krótki telefon go zaniepokoił. Coś było na rzeczy i ja, naturalnie, dowiedziałem się co.
Schuster wszedł do jakiegoś pokoju i, uwaga, zostawił otwarte drzwi. Bardzo mądrze, nie powiem. Zerknąłem ostrożnie i ujrzałem leżącego na ziemi Severina. Blondyn wywijał kończynami na wszystkie strony, a jego ciało poruszało się jak w konwulsjach. Trener Niemców aka zdrajca Narodu Austriackiego zaczął coś pełnym cierpliwości głosem gadać do Freunda (jakby nie wiedział, że do takich to trzeba krzykiem i przemocą, inaczej wejdą na głowę, rozpuszczą się, spadną do trzeciej dziesiątki), ale Severin nawet nie zwracał na niego uwagi, zajęty użalaniem się nad niesprawiedliwością świata.
- No dobra. - Schuster wyprostował się, po czym spojrzał  na swoich podopiecznych. - Przyznać się, kto zwinął mu wkładki?
Grobowa cisza.
Na następne urodziny Schustera dam mu podręcznik "Jak manipulować ludźmi", bo ta sztuka daleko wykracza poza jego umiejętności. Gdy ja zadaję pytanie, inni aż rwą się do odpowiedzi, przekrzykując się nawzajem, wiesz jak jest.
- Bodmer?
...
- BODMER, DO JASNEJ CHOLERY?! - wreszcie jakaś żyłka zaczęła pulsować na szyi Wertera, a to naprawdę ważny szczegół. Pulsująca żyłka równa się wkurw max, czyli coś w rodzaju: z trenerem się nie zadziera.
- Bo ja... noo... nie pamiętam. - Wyszczekał żałośnie ten, pożal się Boże, blondyn, który śmie się skoczkiem nazywać. I jeszcze, o zgrozo, w kadrze narodowej skacze! - Ja... wypiłem wajcenka, może kilka... i nie pamiętam.
W tym momencie Freund zaczął wrzeszczeć jak dziecko gwałtownie oderwane od piersi matki. Jego oczy zapłonęły ogniem i gdyby nie Wank i Freitag, Severin przerobiłby Bodmera na pasztet. Armagedon, słowem jednym.
Z tego, co wiem, historia zakończyła się happy endem. A ja zyskałem kilka nowych faktów.
a) Schuster jest naiwny jak zakochana piętnastolatka przeżywająca pierwsze zauroczenie
b) Schuster nie podejrzewa, że inni ludzie go śledzą
c) Freund jest niestałym emocjonalnie facetem
d) słabością Freunda są wkładki, kto wie, do czego jest zdolny, by je obronić
e) Wank ma słabość do rozwalania mebli
f) W drużynie niemieckiej nie ma dyscypliny
g) Nos Bodmera jest czerwony przez spożywanie nadmiernych ilości alkoholu
h) Jestem dobrym szpiegiem.
Widzisz, Kofler? Chcesz się od kogoś uczyć sztuki dedukcji i inwigilacji to tylko od mistrza, czytaj ode mnie. Nikt tak pięknie nie przenika w szeregi wroga jak ja. Może wreszcie doczekam się pomnika na moją cześć, należy mi się! W końcu tyle dobrego zrobiłem dla Austrii.
A wkładki Freunda jakoś szczególnie mnie nie obchodzą. Cieszę się, że ktoś odwalił tą robotę za mnie.
_________
*SMSKAK - Stowarzyszenie Maniaczek Sexi Klaty Andreasa Koflera (Jakby ktoś jeszcze nie wiedział ;d)
*****

niemalże miesiac się z tym rozdziałem męczyłam, co można i z treści wyczytać, bo nie dość, że mało do akcji wnosi to jeszcze taka słaba jakościowo ;__; ale cóż, wytłumaczenia dwa: matura na karku i brak weny, więc mam nadzieję, misie, rozumiecie mnie.
te rozdziały na pewno będą się nieregularnie ukazywać tak, jak ja nieregularnie będę ogarniać wasze blogi. taka sytuacja.
i oczywiscie muszę to napisać, mamy podwójnego Mistrza Olimpijskiego oraz drużynę, która jeszcze nie raz pokaże innym pazurki! tyle dumy!
<3

środa, 29 stycznia 2014

[05.] say it if it’s worth savin' me

   jeśli tak jak Wank brzydzisz się brzydkich słów to nie czytaj, bo Bozia może pokarać! xo


  Freund: agresja lvl hard

Zarzucasz mi, że kłamię? Przecież powiedziałam ci wszystko, szczerszy nawet na spowiedzi nie bywam. Chcę odnaleźć swoje wkładki, dla nich zrobię wszystko, więc to oczywiste, że powiedziałem ci wszystko, co wiem.
Dowód w sprawie? Jaki dowód?
A, ta kartka. Mówiłem ci o niej.
Kto ją napisał? A skąd mam to wiedzieć, pewnie ten perfidny porywacz, który zwędził mi moje skarby. Jak go tylko dorwiesz, przerobię go na mielonkę!
Tak, jestem agresywny, bo wciąż nie mam swoich wkładek! To już tyle czasu, tęsknię za nimi. Co jeśli ktoś też chce je żuć???
Ok, wdech wydech, wszystko w porządku, naprawdę.
A wracając do kartki... Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, ale chyba skądś znam to pismo. Te wywijasy przy "y" i "j" są charakterystyczne...
Czy to możliwe, że to pismo Ulriki?
Na Jasną Anielkę i wszystkie moje wkładki, a żebyś wiedział, że to jej pismo, nikt nie pisze równiej od niej.
Ale... Boże Święty, to niemożliwe, że to ona...
WARUM?
Wiem, że dowody świadczą przeciwko niej, ale ja wciąż nie potrafię w to uwierzyć. Dlaczego miałaby mi wbijać nóż w plecy? Bo ją wtedy w Sofie spławiłem? No proszę cię, to jeszcze nie powód, by wykorzystywać przeciwko mnie moje słabości. Ja wiem, że ona jest dobrą kobietą, może trochę zagubioną, ale wciąż dobrą. I nie, nie wierzę, że to ona, nie ma takiej opcji.
***

     Freitag: diagnoza

Prawdopodobnie porywacz był niepoczytalny w chwili popełnienia przestępstwa.
***

     Bardal: kurwa mać

Cholera, pieprzony glino, o co ty mnie oskarżasz, do licha jednego?
Tak, kurwa, będę przeklinać, bo mam już dość bycia świętym ojcem aka spokojnym seniorem kadry. Nie mam pięćdziesięciu lat, nie jestem stary i uporządkowy, chyba mogę poprzeklinać jak prawdziwy mężczyzna. Nie rozumiem, dlaczego każdy robi ze mnie zakonnicę! Nawet nie wiesz, jaki jestem sfrustrowany, mam już dość, po prostu dość. Koniec z opinią grzecznego ziemniora, niech świat ujrzy moje prawdziwe, zwariowane i przeklinające oblicze!
Do kurwy jednej mać, dajże mi spokój człowieku, co ty w ogóle odpierdalasz? Wracaj do tych swoich wafelków, a nie udajesz Robin Hooda i Szwabom na pomoc wyruszasz. Od tych zasranych Mannerów w głowie ci się poprzewracało i teraz próbujesz z opałów wroga ratować? Hoferze Święty, jakim pojebanym trzeba być, by takie cyrki odwalać, co?
To wina Pointnera, wiem. Nieźle was tam morduje. Nikt mu nie powiedział, że czasem jakimś ziołem powinien sypnąć?
Dobra, nie ważne. Słuchaj mojej wersji wydarzeń i nie zapisuj tak wszystkiego w tym śmiesznym, różowym notatniczku. Od córki Morgensterna go pożyczyłeś, czy co?
Miałem wygrać ten konkurs, kurwa, takie rzeczy czuje się w kościach! Od samego rana chodziło za mną, niczym natrętna mucha, przeczucie, że dzisiaj jest ten dzień, mój dzień, że uda mi się stanąć na najwyższym stopniu podium. Cholera jasna, byłem temu taki bliski! Ale ten palant, ten żałosny Niemiec musiał wyskakać w drugiej serii ten pieprzony rekord. Po jego skoku nikogo nie obchodziło, że ja, Anders Wspaniały Bardal prowadziłem na półmetku. Ten Przeżuwacz od siedmiu boleści ukradł mi zwycięstwo, upokorzył mnie przed tyloma ludźmi! Wiesz jak się czułem? Na pewno nie zajebiście. Dokładnie mówiąc, jak gówno.
- Taka sytuacja, kartoflu. - Zaśmiał się szyderczo Freund, gdy razem staliśmy na podium.
- Ziemniaku. - Poprawiłem go gniewnie, niemal wrząc, tak się wkurwiłem, no!
Severin, jak Boga kocham, posłał mi spojrzenie pełne poirytowania i wyższości.
- W każdym bądź razie, pyro, już się w tej grze nie liczysz.
Załamał mnie tymi słowami. Ja, Superman, najlepszy z najlepszych, miałbym się nie liczyć? Wiele mogę znieść, ale nie takie zniewagi! Poprzysiągłem sobie zemstę! Ale... Ktoś, jak widać, już mnie wyprzedził. I wiesz co? Bardzo się z tego cieszę. Ten dupek na to zasłużył!
*********
długość i jakoś rozdziału ssie, ENTSCHULDIGUNG! zapomniałam, co miałam z bardalem zrobić w tym rozdziale, nie mówiąc już o tym, że wena zostawiłam w swoim pokoju </3
btw pozdrawiam z Niemiec, gdzie mannerowy raj i pełno ładnych facetów, gdzie dzieli mnie od rysia jakieś 4h jazdy, aww.
i, hej, stefcio w Willingen będzie, tak awesome!

http://ask.fm/globalnie zlituj się zapytaj, bom znudzona