piątek, 21 marca 2014

[08.] only you can save me

     Hula: dobry interes nie jest zły

Życie Stefcia Huli nie jest łatwe, Stefcio ma bardzo trudne życie. Musi utrzymać rodzinę, dom i kota. Jego żona musi włożyć coś do garnka, bo kota przecież nie ugotuje - Milenka by się załamała. Zresztą zwierzęta dobrze wpływają na rozwój dzieci, więc kot - Huligan - musi żyć. A Stefcio nie będzie ciągle pożyczać od papy Polo, Tajner dobrą duszę ma, ale bez przesady, Stefcio zresztą swój honor ma!
A że skoki nie idą, to oddzielna i bardzo drażliwa sprawa, no po prostu słabszy okres, ale jeszcze kiedyś TCS będzie mój.
Mam też, jak zauważyłeś, drażliwy zwyczaj mówienia w trzeciej osobie. Okejka, próbuję nad tym zapanować, ale Stefcio Hula, wbrew przypuszczeniom społeczeństwa, to nie super bohater. Każdy swe słabości ma.
Więc skoki nie idą ani za cholerę, komornik goni komornika, kończą się zapasy ryżu, a rachunek za prąd wciąż przypięty jest kolorowym magnesem do drzwi lodówki. Za każdym razem, gdy chcę wyciągnąć kawałek wiejskiej kiełbasy, on wciąż tam jest, wciąż bezlitośnie przypominając o terminie zapłaty.
Niekolorowo jest w rodzinie Hulów. Jedynie Milenka, niczym promienne słoneczko wnosi blask do tych ciężkich czasów.
W czasach kryzysu człowiek musi się imać wszystkiego. Dlatego dobiłem interes z Kornilovem. Szmuglujemy bimber z Rosji przez Ukrainę i Białoruś. Dobry interes nie jest zły, a pomysłowy Stefcio jest pomysłowy. To spory zastrzyk gotówki dla mojej rodziny, w końcu nie musimy jeść tylko ryżu na zmianę z makaronem. Wczoraj nawet pozwoliliśmy sobie na goloneczkę z musztardą. Pokarm Bogów, prawie niczym twoje mannery.
Dlatego, druhu, mam nadzieję, że zrozumiesz Stefcia. Stefcio nie chce źle, on tak dla rodziny robi. Milenka musi mieć godne warunki, a Marcelina przecież w szmatach z lumpeksu nie będzie chodzić. I Stefcio... Stefcio też ma swoje potrzeby.
Licho wie, dlaczego Kornilov się w to wkręcił. Udało mi się kiedyś go przekonać, Ruscy do takich rzeczy zdolni, wiesz jak jest. A myśmy nie lepsi. Jedna krew. Poza tym, Kornilovy bimber to dobry alkohol, a jego asortyment jest naprawdę szeroki. Ma, co tylko chcesz. Nasz interes się rozrasta, MO chce, abyśmy zaopatrywali je w alkohol, a ostatnio nawet jakaś rosyjska mafia się nami zainteresowała. Popularny Stefcio jest popularny. Rządzimy w tym światku i nawet chcemy rozszerzyć naszą działalność do innych części Polski.
I wiesz, Kofler... gdybyś czegoś potrzebował... Dla ciebie pięć procent zniżki.
O sprzęcie narciarskim nic nie wiem, twojemu informatorowi się w głowie poprzekręcało. Kto ci takich głupot naopowiadał?
Fannemel, no popatrz się, i ty wierzysz jego zbójeckiemu spojrzeniowi? Przecież gołym okiem widać, że to nie jest dobry człowiek. Pijak taki, bezbożnik i rozpustnik jakich mało! Głupot ci nagadał i tyle. Sprzęt narciarski to poważna sprawa, Stefcio nie może tak ryzykować, przecież ma rodzinę. Niech Fannemel najpierw wytrzeźwieje, a potem zeznania składa.
***

     Kornilov: zaprzeczenie

Ja nic nie wiedzieć, ja dobrym chłopak. Żaden bimber, żaden sprzęt, żadne szmuglowanie. Ja tylko do cerkwi i na skocznie chodzić, ja dobry chłopak, każdy ci to powie.
***

     Wellinger: Cierpienia młodego Wellingi

Życie jest trudne, gdy ma się naście lat. Człowiek dorasta, zmienia się jego ciało, psychika, zmieniają się ludzie wokół niego. Nie jest fajnie i beztrosko, jak było kiedyś. Każdy coraz więcej wymaga, z drugiej strony wciąż widząc w tobie dziecko. Nie traktują cię poważnie, ale piwo i playboy'e kupować im musisz. Dowód w kieszeni nie wystarczy, by ludzie brali cię na poważnie. Prawda jest brutalna: chcesz być szczęśliwy? Nie dorastaj!
Ciężko jest mi, a nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Drużynowy psycholog mnie wyśmiał, powiedział, że to część inicjacji, że każdy - prędzej czy później - musi przez to przejść. Że to na pewno mnie ukształtuje. Trenerowi przecież na nich nie poskarżę, bo wyjdę na maminsynka i kabla. Muszę to wszystko w sobie dusić, dławić się tym każdego dnia. Zostaje mi jedynie gorliwa modlitwa i nadzieja, że kiedyś to się skończy.
Ja... Lubię ich, naprawdę ich lubię. Są mili i przyjacielscy, dają mi dobre rady, jeśli chodzi o skoki, dzielą się swoim doświadczeniem i w ogóle. Ale gdy im się nudzi lub gdy ich lenistwo o sobie przypomina... zmieniają się wtedy w potwory. Nikt nie zliczy, ile już razy musiałem ścierać podłogę, bo Wank znowu zarzygał pół pokoju, nikt nie wie, ile razy miałem głowę w kiblu (moje biedne włosy... Dla nich to katorga, nawet superdrogie odżywki im nie pomagają, kostka sedesowa zniszczyła mi życie). Niczego nie pragnę tak mocno, jak tego, by w końcu w drużynie pojawił się ktoś młodszy kogo i ja mógłbym dręczyć!
Nieraz wyobrażałem sobie jak będę się mścił na następnym młokosie, zemsta jest słodka i myśl o niej trzyma mnie przy normalności.
Wieczór poprzedzający zniknięcie wkładek Seva był straszny. Chłopcy byli bardzo nakręceni, szykowali się do imprezy, pili piwo i śmiali się z Norwegów. Ja nie miałem ochoty na imprezę, to był jeden z tych dni, w którym chciałem położyć się na łóżku w rozciągniętych dresach i oglądać do rana komedie.
- E, Wellinga, dzisiaj wymięka. - Orzekł głośno Wank. - Dla niego dzisiaj tylko dobranocka, paciorek, siku i lulu.
Reszta wybuchnęła gromkim śmiechem, a ja jedynie zarumieniłem się po korzonki moich cudownych włosów. Co jak co, ale moja czupryna to mój główny powód do dumy.
- Cienko, Wellinger, cienko. - Mechler walnął mnie przyjacielsko w głowę, nie przestając rechotać. Boże Święty, ten człowiek jest taki obleśny!
- Po prostu nie mam dzisiaj ochoty. - Burknąłem, mierząc ich wszystkim pogardliwym spojrzeniem.
- Mutti nie pozwala ci na imprezy? - Severin szturchnął mnie łokciem.
- Chłopie, w tym wieku to tylko skoki, imprezy, seks i narkotyki. - Freitag puścił mi oczko.
- Ale okej, jak chcesz. Zostań razem ze swoim misiem i nie buntuj się, o ósmej masz już grzecznie spać. - Przykazał mi ojcowskim tonem Freund.
Skuliłem się w sobie,nie mogąc ich dłużej słuchać. To było straszne, czułem się jakby mnie psychicznie molestowali. Ich śmiechy długo siedziały w mojej głowie, nawet, gdy już wyszli na miasto słyszałem ich pogardliwy rechot. To bolało. Nie mogłem tak dłużej, nikt mnie tutaj nie rozumiał. I oni wszyscy, niby tacy super i w ogóle, a w rzeczywistości zawsze było tak samo - zawsze mnie wyśmiewali. Nic nie poradzę na to, że jestem rozsądny, że nie chcę ciągle latać do tych wszystkich dyskotek i lizać się z pannami, które nic dla mnie nie znaczą. Na litość Boską, nie chcę skończyć jak Hilde, chcę dla siebie czegoś więcej, czy ktoś to rozumie? Chce sławy, kariery takiej jak Małysza, zwycięstw więcej niż Schlierenzauer. Chcę prawdziwej miłości, dziewczyny, która skradnie moje serce, a nie dziewictwo w dyskotekowym kiblu.
I chcę, żeby ktoś to wreszcie zrozumiał, a żeby oni się wreszcie ode mnie odczepili.
Tak, byłem wtedy wzburzony i zbulwersowany. Tak, mogłem zrobić coś, czego potem bym żałował...
***********

a taki tam rozdział na ostatnie dni sezonu, mojej młodości i bycia hot 18. chociaż nie wiem, czy starość to już czy za rok, who cares, ja wieku już nie liczę. my wiecznie młodzi i piękni, ot co :D
i ja tak bardzo zła dla wellingi, mojego rówieśnika, no smuteczeq, ale on może zrozumie, że sztuka wymaga poświęceń :D

(KK nasze ojej, tyle miłości!)



   

czwartek, 6 marca 2014

[07.] sometimes i wish i could save you



      Bodmer: nieszczęśliwy żywot Boda

To co, panie komisarz, może kielicha? Kielich zawsze dobry i myśleć pomaga. Bimberku? Poczęstowałbym cię jakimś Tadeuszem tudzież inną Żubrówką, ale taka wódka dobra tylko dla Polaków, wiesz jak jest. Jeśli nie chcesz potem przesuwać ścian to strzelmy sobie może po piwku, co? jedno piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Na służbie jesteś, powiadasz? No trudno. Ale pamiętaj, znajdę cię w Planicy.
Wkładki Freunda? Okej, raz je zgubiłem, bo bawiłem się w sklep z Horlacherem i tak jakoś wyszło... Schowałem je do walizki Hofera. Dlaczego? No cóż, nie wiem. W każdym bądź razie zapomniałem o tym, czego potem bardzo żałowałem, bo Sevi taki zrozpaczony był, a ja nie lubię, gdy on się smuci. W ogóle nie lubię ranić ludzi. Przez te wszystko zrobiła się potem szopka i Freund dostał wścieklizny. Ogień w jego zazwyczaj błękitnych oczach przerażał mnie bardziej niż Pointner kłócący się z Hoferem. Byłem bliski łez, bo Sevik lada moment gotów był porywać mi z pupci kończyny, a ja jestem przecież z nimi taaak zżyty. Pewnie by je jeszcze powiesił gdzieś na skoczni. Wiesz, jaki byłby potem wstyd? Zwłaszcza, że mam takie krzywe nogi, noo życia bym po prostu nie miał. Od razu pojawiłoby się milion postów o mnie na hejted: skoki narciarski.
Na szczęście wkładki się odnalazły! A właściwie oddał je Hofer, który, swoją droga, minę miał mocno zdezorientowaną. No cóż, też nie chciałbym znaleźć w swoich majtkach poobgryzanych wkładek. Schuster przeprosił Hofera, Freund przytulił wkładki i z powrotem każdy był hepi.
Tylko ja dostałem zakaz tykania wkładek Freunda.
I od tamtej pory ich nie ruszałem, słowo harcerza!
***

    Fannemel: są ludzie i parapety

I jak tam, Koflero, wyrwałeś w końcu jakąś lasię?
Hahahahaha jaki z ciebie lamus, chłopie. Mówiłem ci, wystarczy tylko pokręcić bioderkiem, potem rzucić męskie, takie ponętne spojrzenie i wszystkie laski twoje.
Okejka, przestaję mówić o pannach. Więc co chcesz wiedzieć?
Ej no ogierze, pohamuj się w tych swoich daleko idących wnioskach. Przecież wiesz, że nie mógłbym cię okłamać. Ja po prostu zataiłem kilka faktów przed tobą, bo przecież Ziemnior to mój ziom, co nie? Zresztą, to nie mój interes, że się z Żujkiem nie lubią. Każdy ma w swoim życiu taką osobę, której po prostu nie trawi, nie? W moim przypadku to może i nawet więcej takich osób się znajdzie, bo, na przykład, taka matematyczka z mojej podstawówki, o Hoferze Święty, jak ja jej nienawidziłem, w dodatku miała takie obwisłe cycki, jakby co najmniej dwudziestkę dzieci wykarmiła. Albo taki Koudelka. Nie dość, że pościel to głupi. On serio myśli, że od otwierania ust dalej poleci? No please, jak to mówią są ludzie i parapety.
W każdym bądź razie, nie o tym chciałem.
Mam dla ciebie nowy trop, a co!

Kac morderca nie zna serca, dzisiejszego ranka wyjątkowo mocno odczułem na sobie sens tego powiedzonka! A mój dziadek zawsze mówił, że na kaca nie ma lepszego lekarstwa niż szklanka mleka i trochę świeżego powietrza. I, wierz lub nie, ale to się sprawdza. Dlatego, gdy już nieco się ogarnąłem i gdy podwędziłem ciepłe, wełniane skarpetki Stjernenowi, pohasałem na Krupówki. Milusio było trochę się dotlenić i przy okazji popatrzyć na polskie dupcie. Oooo uwierz mi, z kacem życie jest trudne, ale widok sexi lali potrafi nieźle zniwelować nieprzyjemne łupanie w głowie.
Gdyby nie fakt, że wyglądałem jakbym w nocy ziemniaki zbierał, cały sflaszały i z workami pod oczami niemalże na pół twarzy, podbiłbym do takiej sztuki, mówię ci, laska obłędna była. Tleniona blondyna, jasnoróżowy błyszczyk na ustach, którego smaku chętnie bym pokosztował i dłuuuugie nogi odziane z sexi kozaczki. Pukałby jak Jehowy w drzwi! I gdy tak przyglądałem się jej ukradkiem, usłyszałem dziwnie znajomy głos. A tak, zorientowałem się szybko, to był Stefcio Hula, mój kompan do picia, piliśmy razem Wyborową gdzieś, nie pamiętam gdzie. Panie komisarzu, zapamiętaj moją radę, nigdy nie pij z Polakami. To nie nasze tempo, zdecydowanie. Do dziś mam luki w pamięci, wiem tylko jedno, działo się wtedy, oj działo.
Chyba próbowałem śpiewać to polskie disco polo. Kupiłem firankę i Cztery Osiemnastki. Cieszę się, że pamiętam to jak przez mgłę.
- Denis, to jest dobry interes. Lepszy niż handlowanie bimbrem.
Spojrzałem w bok i rzeczywiście, obok Stefka stał ten Rusek, Denis Kornilov. Jak zwykle, nos przysłaniał mu pół gęby, a rozbiegane oczy ani myślały skoncentrować się choćby przez chwilę na Stefciu. Był dziwnie nerwowy, ale w sumie, on taki zawsze jest. Nawet po kilku głębszych, gdy uderza na podryw.
- Zbiłem fortunę na tym. - Mruknął niewyraźnie. - Każdy lubi mój bimber.
- Wiem, wiem. Zrobił furorę na moich urodzinach. Pan Prezes upił się, że hoho, ten pomarańczowy zwłaszcza mu posmakował.
- Ooo to pewnie miał niezłe schizy.
- Człowieku, co on robił! - Stefciowi aż oczy zabłysnęły. - Najpierw zgolił wąs! A potem zaczął twerkować!
- To chyba musiał być towar z tej superhiprmocnej produkcji. - Uśmiechnął się dumnie Korniszon, to jest Kornilov.
- Zdecydowanie. W każdym bądź razie, czas na nowy przekręt, kolego. - Stefcio puścił oczko.
A Denisowi ręce zaczęły się trząść i pocić.
Nerwowym ruchem poprawił czapkę, rozglądnął się uważnie na boki, a potem ściszył głos niemal do szeptu.
- Nie wiem, czy jestem gotowy na szmuglowanie sprzętu narciarskiego...
*************

oto i ja i rozdział, który powala, tak wiem.
chciałabym jeszcze odnieść się do ostatniego rozdziału: gdy go opublikowałam, zobaczyłam, że wszędzie zamiast werner pisze werter, ale to wynika z faktu mojego uwielbienia do 'cierpień młodego wertera' ;___; wybaczcie mi ten błąd, a także to, że jestem za leniwa, by to zmienić. to wstyd, cam, wstyd :c
a teraz do łóżka, bo jutro trzeba wstać i ostatnie rzeczy dopakować. Małopolsko, szykuj się, bo nadchodzę ;33