Chłopcy patrzyli na mnie oczami wielkimi jak spodki, a im dłużej wbijali we mnie spojrzenia pełne niedowierzania, tym bardziej się w sobie zamykałem, prawie niczym żółw chowający się przed niebezpieczeństwem w swojej skorupie.
W sumie nie byłem pewien, czy nic mi nie grozi. Już raz Sevi rzucił się na mnie, omal nie rozrywając mi gardła. Na szczęście cała jego agresja skończyła się jedynie na wbiciu jego dorodnych siekaczy w moją delikatną skórę. Na samo tamto wspomnienie, łzy stają mi w oczach. Furia w spojrzeniu Severina w tamtym dniu czasami jeszcze do mnie wraca w sennych koszmarach. Boję się powrotu takiego Sevika.
- Bodo, nie mamy czasu na takie żarty. - Rzucił bez przekonania Wanki. On widział, oni wszyscy widzieli, że moja wyznanie było prawdziwe. Zresztą nie kłamałbym w tak poważnej sprawie.
Znaczy, już dłużej nie mogłem dusić w sobie tego wszystkiego. Moja babcia często mawiała: prawda jak oliwa, na wierzch zawsze wypływa. I ja doszedłem do wniosku, że nie mogę dłużej żyć, ukrywając przed swoimi przyjaciółmi tak ważnych faktów. Oni są dla mnie tacy mili, z cierpliwością wyjaśniają mi zawiłe wypowiedzi Schustera, bronią mnie przed wyzwiskami grzesznych Austriaków i pomagają mi odmówić Stefciowi spróbowania jego popisowej naleweczki z wiśni. A ja odwdzięczyłem się im takim świństwem.
Brzydki Bodo, a pfe!
- Ty... Ty tak... serio? - Freund wyglądał tak, jakby ktoś przywalił mu plaskaczem w twarz. Cóż, mój grzech to nóż w jego w plecy. Ale na szczęście, Sevi był tak zszokowany, że nawet nie próbował rzucić się na mnie z zamiarem odgryzienia mi ręki. Albo był już po prostu zmęczony kolejną rewelacją, dotyczącą jego wkładek.
- Bodmer...
Patrzyli na mnie, jakbym dopuścił się największej zbrodni świata. I może mieli rację. Ta cała sytuacja zaczęła mnie psychicznie przerastać. Nie minęła minuta, a z moich oczów wytrysnęły takie fontanny, że pół pokoju znajdowało się pod wodą. Nie potrafiłem im tego powiedzieć, te słowa nieprzyjemnie ciążyły mi na sercu, za nic w świecie nie chcąc przedostać się przez gardło. Mój język zwinął się w pętelkę i ani myślał się rozwiązać. Dlatego też milczałem, nieprzerwanie kwiląc, zupełnie jak przerośnięte dziecko zostawione samo sobie, siedzące w zasranym pampersie, który odparza pupcie i sprawia niewygodny ból.
- Na litość Boską, nie mam już melisy - Westchnął ciężko Freitag, dokładnie przeszukując swoją kolekcję herbat. - Za dużo nerwów w jeden dzień. Zalecenie lekarskie, już więcej się nie denerwujemy.
- Ale jak uspokoimy Pascala? Przecież on jest w takim stanie, że nie wydusimy z niego niczego. - Freund z irytacją przewrócił oczami.
- Jest tylko jedno wyjście - Wellinga obojętnie wzruszył ramionami, po czym oni wszyscy zgodnym chórem wypowiedzieli tylko jedno słowo:
- Alkohol.
- Wellinga, leć po polską wódkę. - Zarządził stanowczo Freund. - Tutaj potrzeba czegoś, o zdecydowanie większym kalibrze. Przyda nam się duża siła rażenia.
- Jawohl.
Nie minęło pół godziny, a ja już byłem napojony, niczym żul spod sklepu, pijący tanie wino z kartonu. Czułem się, jak na karuzeli - świat wokół mnie nieprzyjemnie wirował, twarze mych kompanów przeobraziły się w kolorowe plamy z zamazanymi brzegami. Musiałem usiąść, bo nogi pode mną drżały jak młoda osika na silnym wietrze.
Ale się odblokowałem. Odwaga wypełniła moje małe serduszko, a mózg kazał wyrzucić z siebie wszystko, co pomoże Sevikowi i Andi'emu w odzyskaniu wkładek i psa.
Ciul jeden z wkładkami, najbardziej szkoda mi Wellingatora. To taki piękny zwierz o wielkich, ciemnych oczach. Andreas często pokazywał mi jego zdjęcia i naprawdę bym się zasmucił, gdyby temu psiakowi coś się stało i to, pośrednio, z mojej winy.
- To przez Ulrikę. - Wydusiłem w końcu z siebie. Do cholery, byłem wśród przyjaciół, powinni wybaczyć mi taką zbrodnię. - Onnnna... onna mi ka...kazała. A jja mu...musiałem. By...by...była ta...taka prze...przeko...ko...nująca.
Cóż, Jungs patrzyli na mnie jak na kosmitę.
- Niech zgadnę - zaczął ze sarkazmem Sevi. - Przekonująca, czyli masz na myśli, krótką spódniczkę i dekolt do pępka?
Kiwnąłem głową, rumieniąc się na samo wspomnienie Ulriki. Ona zrobiła mi wtedy totalne pranie mózgu. Nie umiałem jej odmówić, baa, nawet nie wiedziałem, jak się nazywam, gdy tak patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, zakładając jedną nogę na drugą.
- Szczegóły, Bodo, szczegóły. - Popędził mnie Wanki.
Wygiąłem usta w podkówkę, czując nadchodzącą po raz drugi falę łez. Ale się trzymałem.
- Nie wiem. Miałem tylko podrzucić dwie karteczki. To wszystko. Przysięgam, że nie wiem nic o wkładkach i Wellingatorze! - Pisnąłem, z przerażaniem patrząc na kumpli.
Boże, dopomóż. Będę grzeczny i przestanę nałogowo grać w Candy Crush, tylko spraw, by chłopcy mi przebaczyli!!!
Z poważaniem Twój uniżony sługa, Bodo, xx.
- Nic więcej? - Severin westchnął ze zrezygnowaniem. - No to wciąż jesteśmy w czarnej dupie.
- Aale mnie... nie nienawidzisz? - Zapytałem cicho, spuszczając smętnie głowę. Na szczęście Freund uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu, niczym swojego PRZYJACIELA.
- Spokojnie, Pascal. Wiem, jaka potrafi być Ulrika i że baaardzo łatwo wpaść w jej sidła.
- Jesteście najlepszymi kumplami, jakich kiedykolwiek miałem, a ja was tak oszukałem! - Wyznałem rzewnie, czując jak wzruszenie obejmuje mnie całego i jak łzy gromadzą się pod powiekami, w każdej chwili gotowe spłynąć po moich zarumienionych policzkach.
- Tylko jeszcze jedna sprawa - Geiger wbił we mnie zaciekawione spojrzenie. - Ty serio nie jesteś gejem?
***
Hula: superszpieg
Przemierzałam właśnie jedną z zakopiańskich uliczek, wesoło nucąc sobie pod nosem 'Noc z Renatą' na zmianę z 'Nie ma mocnych na Mariolę' (bo nie wiem, czy wiesz ale 1) Stefcio Hula lubi disco pompy; 2) Stefcio Hula jest lepszym śpiewakiem od samego Stoeckla), gdy do moich uszów dotarło bardzo głośne i brzydkie warknięcie - coś pośredniego między polską 'kurwą', a skandynawskim okrzykiem godowym. Szybko zauważyłem, że dźwięk ten nie może być odgłosem parujących się małp czy też jeleni na rykowisku (bo helloł, środek zimy jest, a Stefcio z przyrodą jest za pan brat), choć był do nich trochę podobny. Więc sobie przykucnąłem za słupkiem, wystawiając nieco głowę i co zauważyłem? Otóż Stefcio Superszpieg łamane przez Hulaman łamane przez Turboskoczek łamane przez Odlotowy Dizajner zauważył klnące jak szewc i znęcające się nad supi ajfonem to norweskie dziecko z piekła rodem. Bardala znaczy się. Anders wyglądał jak wpieniony ziemnior i aż cały kipiał ze złości, jak mniemam. Nogą kopał jakieś drzewo, drąc się do telefonu niczym opętany.
- Fannemel, ty zdziczały playboyu, odbierz ten cholerny telefon do kurwy nędzy i na kłaki Hildeły!
O tak, te norki to bardzo grzeszne zwierzęta. Odruchowo się przeżegnałem, słysząc jego dobitny język.
- Nie będę cię krył, zwyrodnialcu! Nie wiem, co znowu odpieprzyłeś, ale weź się ogarnij i załatw wszystko po męsku, bo te austriackie psy znowu węszą! A ja nie będę robił za jakiegoś pieprzonego idiotę, udając, że jesteś trusią i cnotką podczas, gdy ty melanżujesz BEZE MNIE nie wiadomo gdzie. Wracaj ty... ty... ty hedonisto jeden!
I Bardalo dodał jeszcze jedną siarczystą 'kurwę' na końcu i rozłączył się, gniewnie ciskając telefonem w słupa, za którym się kryłem. Tak więc, narażając życie, bo Bardal w fazie wpienienia jest agresywny i niebezpieczny niczym rozjuszony dzik, Stefcio Hula cichaczem wymknął się i pobiegł wprost do ciebie, by opowiedzieć ci tą niesamowitą historię.
I byś w ramach współpracy porozdawał wśród swojej skocznej braci te ulotki promujące najnowszy asortyment MO. Alkohole pierwsza klasa, mówię ci.
*************
witam piękne!
przybyłam z rozdziałem i nadzieją, że Wy także zostawicie coś po sobie ;)
i co tu dużo pisać, czas powoli kończyć wakacje ;___;