niedziela, 24 sierpnia 2014

[13.] you didn't even try to save me


Fettner: prawda zawsze wyjdzie na jaw

Ojej, Kofler, ta sprawa jest taka skomplikowana. Naprawdę podziwiam cię, że postanowiłeś wziąć ją w swoje ręce, bo to nie lada orzech do zgryzienia.
I słuchaj, czego się dowiedziałem.
Chciałem pogadać z Wellingą o tym, co zdarzyło się w MO. Fannemela nie chciałem płoszyć, więc rozmowę z nim od razu wykreśliłem z listy moich priorytetów. Zresztą Welli jest jeszcze młody, nie zna się na życiu, o wiele łatwiej go przechytrzyć, niż Norweskiego Króla Zła.
Zauważyłem, że Wellinga stoi przed automatem ze słodyczami i kupuje sobie batona. Szybko złapałem Niemca za fraki (jakie szczęście, że nie miał już na sobie tej komicznej kamizelki) i zaciągnąłem go do mojego pokoju. Muszę przyznać, że Welli nie miał za wesołej miny. Jego oczy były czerwone i zapuchnięte, zupełnie jakby przed chwilą przestał płakać, a jego dłonie drżały niczym u osoby z Parkinsonem. Chłopak podniósł na mnie przerażone oczy; mógłbym przysiąc, że pomyślał, iż jestem pedofilem i chcę zrobić mu coś bardzo brzydkiego.
Cóż, mogło trochę na to wyglądać.
W każdym bądź razie postanowiłem trochę go uspokoić, bo nie daj Boże, a jeszcze by mi się tam całkiem rozkleił.
- Spokojnie, młody. Chcę tylko pogadać.
- Nie zamierzam być twoim ukrytym chłopakiem. - Zdecydowanie orzekł Andreas.
Przyjąłem jego oświadczenie głośnym prychnięciem. Nie sądzisz, że dzisiejszy świat jest strasznie zepsuty? Nie można być niczego pewnym, NI-CZE-GO! Skąd wiadomo, czy, dajmy na to, taki tam Hofer nie jest czasem babą, której nagle zamarzyło się bycie mężczyzną, no powiedz mi, skąd?
Okej, już nie zbaczam z tematu.
- Powiem krótko - złapałem za krzesło i, ustawiwszy je naprzeciwko Wellingi, usiadłem. - Widziałem jak wyjąłeś z kieszeni liścik, upuściłeś go, a potem udawałeś, że znalazłeś go na podłodze.
- To nie tak, jak myślisz. - Już nie tylko dłonie Wellingi drżały jak szalone, ale również jego warga.
Zamknąłem oczy, w duchu licząc do dziesięciu.
Znam się na wielu rzeczach, naprawdę. Potrafię przykręcić śrubkę i ugotować zupę kalafiorową, umiem zrobić wino z czarnej porzeczki i wyprasować koszulę. Ale jest coś, z czym sobie nie radzą.
Opieka nad dziećmi.
Bo dzieci mnie przerażają. Bardzo. Ich wielkie oczy i pytania wzięte z kosmosu. Zmienienia pieluch, rozwyte bachory... pff, to zdecydowanie nie dla mnie.
A Wellinga, no cóż, Wellinga wyglądał jak przerośnięty bachor, któremu zabrano ulubionego lizaka.
Był o krok od rozpaczliwego płaczu.
Send help!
- Wyluzuj, koleś. - Mruknąłem, gdy po policzku Wellingi spłynęła łza.
- Dlaczego nikt mi nie wierzy? - Zapytał smutno. Trochę żal mi się go zrobiło, zwłaszcza, że słyszałem kiedyś, że Andi nie ma lekko w niemieckiej drużynie, ale, co tu dużo mówić, próbowałem grać twardą glinę.
- Dowody świadczą przeciwko tobie - powiedziałem, celując palcem w jego pierś. - Wellinga, powiedz mi, co jest grane i będziesz wolny.
Andreas przez chwilę patrzył z wahaniem na mój palec, ale w końcu wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać...
***

Wellinger: Cierpienia młodego Wellingi vol. II

Tego ranka trener kazał mi trochę sobie potruchtać. A ja, jako że jestem gorliwym i posłusznym sportowcem, spełniłem jego zalecenie. Bez pośpiechu biegłem przez jeszcze pustą o tej porze Wisłę, w skupieniu słuchając muzyki klasycznej, którą niegdyś zgrałem sobie na mojego iPhone'a. Z trudem udawało mi się nie myśleć, o bałaganie, w jaki ostatnio przeobraziło się moje życie. Targały mną różne emocje, nie umiałem odeprzeć ataków mojej ciemnej strony, odciąć się od ponurych myśli, ale w tamtej chwili to nie miało znaczenia. Byłem tylko ja, Mozart i bieg.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Ktoś mocno pociągnął mnie za moją żółtą kurtkę, jednocześnie zatykając ręką moje usta. Brutalnie zostałem wciągnięty w jakieś krzaki. Na początku myślałem, że to moje groupie; niektóre dziewczyny miewały naprawdę sza-lo-ne pomysły, ale szybko zorientowałem się, że znalazłem się w o wiele niebezpieczniejszej sytuacji.
Mój porywacz miał na twarzy czarną kominiarkę, widziałem jedynie jego rozbiegane oczy i słyszałem głos, który, no cóż, wydawał mi się znajomy. Jednakże przysięgam na Boga, że nie potrafię zidentyfikować posiadacza ów głosu. Byłem zbyt przestraszony, by myśleć trzeźwo.
- Mamy twojego psa - syknął porywacz. Przycisnął mnie kolanem do ziemi i zdjął dłoń z moich ust, by wyciągnąć z kieszeni telefon. Chciałem krzyknąć 'Hilfe!', ale gdy otworzyłem usta, mój napastnik posłał mi spojrzenie mrożące krew w żyłach, więc nie chciałem ryzykować, bo jeszcze by mnie zabił albo coś gorszego. - Tu jest dowód. - Mężczyzna podsunął mi pod twarz smartfona, a ja z przerażenia cicho pisnąłem.
Na ekranie widniało zdjęcie rudego spaniela z czarną, ćwiekowaną obrożą, który leżał zwinięty w kłębek obok gazety, chyba Der Spiegel, datowanej na ów dzień.
- Wellingernator! - szepnąłem, uświadamiając sobie to, co właśnie się działo.
Oni mieli mojego pieska, mojego cudownego Wellingenatora, mojego pieszczoszka najwspanialszego. Oh Gott, przetrzymywali go jak jakiegoś zakładnika, grozili mi, gdybym nie spełnił ich zachcianek to... to...
Na samą myśl o tym, pod moimi powiekami gromadziły się łzy.
- Zrobisz, co ci każę, inaczej twój Hund będzie kaputt. Verstehst du? Hahahaha. - Zaśmiał się, nieudolnie naśladując niemiecki akcent.
Mój pies był w opałach, a ja byłem szantażowany.
Musiałem zrobić to, co mi kazali, rozumiesz, prawda? Musiałem!
*************

witam moje panie. cieszę się, że podoba wam się nowy nagłówek, myślę, że taki Sevi bardzo pasuje do tego opowiadania ;)

a z pytaniami zapraszam tutaj: ask.fm/globalnie

piątek, 15 sierpnia 2014

[12.] we're on our way, united


Wellinger: O byciu prawdziwym mężczyzną

Nie wiedziałem, co się dzieje.
Geiger klęczał na ziemi ze złożonymi dłońmi i odmawiał Zdrowaśki, Wank patrzył na mnie jak na jakiś cud medyczny, Freitag dumnie szczerzył zęby, a Severin przewiercał mnie gniewnym spojrzeniem, zupełnie jakbym zabił mu matkę naleśnikiem.
W dodatku moja głowa! No cóż, czułem się gorzej niż po pamiętnej imprezie urodzinowej Wanki'ego, kiedy chłopcy zmusili mnie do picia tej obrzydliwej, piekącej polskiej wódki.
Myślałem, że umieram.
Przyznam szczerze, że nie tak wyobrażałem sobie swoją śmierć. Nie chciałem zakończyć swojego żywotu tak marnie. Umrzeć na ból głowy lub/i od ciosów nieprzychylnego mi Freunda? Przecież to takie banalne! Chciałem odejść tak, by ludzie pamiętali o mojej śmierci, chciałem umrzeć tragicznie.
Chciałem kupić pistolet, stanąć na progu Królowej Holmenkollen i strzelić sobie w głowę.
Tak, taka śmierć byłaby godna.
Mistrz Goethe byłby ze mnie dumny.
Niestety Severin uważał odwrotnie. Gdy tylko otrząsnął się z szoku, rzucił się na mnie powtórnie i zaczął okładać mnie pięściami po twarzy. Ból głowy nasilił się, krew trysnęła z mojego nosa i mógłbym przysiąść, że usłyszałem nieprzyjemne chrząśnięcie, zupełnie jakby pękła mi kość. Myślałem, że ponownie stracę przytomność, ale na szczęście Andi i Karl odciągnęli ode mnie wzburzonego Severina, a Richard zaczął zajmować się moimi ranami. Muszę przyznać, że Richi całkiem  sprawnie udzielił mi pierwszej pomocy, oczywiście pomijając ten fragment, kiedy zaplątał się w bandaż.
Po wszystkim usiadłem przy stole i piłem ziołową herbatkę, którą zaparzył dla mnie Richard. Severin siedział po przeciwnej stronie stołu i łupał na mnie morderczym spojrzeniem. Wank uspokajający gestem położył dłoń na jego ramieniu.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć, co tu się dzieje? - Zażądałem nieśmiało, usilnie unikając wzroku Freunda.
- KURWA, WELLINGA, NIE PIEPRZ, TYLKO SIĘ PRZYZNAJ DO SWOJEJ, KURWA, WINY, TY... POTWORZE JEDEN! - Ryknął Severin, na co w moich oczach zgromadziły się łzy. Byłem taki zagubiony i przestraszony!
Ale nie płakałem. Duzi chłopcy nie płaczą. Zresztą nie mogłem pokazać im mojej wrażliwej strony.
- Sevi, wypij melissę. - Richi położył przed blondynem filiżankę z parującym wywarem. Dopiero tego wieczoru zauważyłem, że Richard naprawdę ma zadatki na dobrego lekarza.
- Więc, Severin poszedł na skocznię, bo w tym liściku, który znalazłeś, pisało, że odzyska tam swoje wkładki. - Zaczął relacjonować Wank. Oczywiście, nie obyło się bez żywego gestykulowania. Wieżowiec prawie nie przywalił Severinowi w twarz. To 'omal' trochę mnie zasmuciło. Freund zasłużył, aby ktoś mu mocno przypierdolił, bo przez tą całą sprawę z wkładkami w głowie mu się wszystko poprzestawiało. - I spotkał tam ciebie, a więc rzeczą zrozumiałą jest, że wyciągnął wniosek taki, iż to ty jesteś porywaczem wkładek. Zdenerwował się i rzucił się na ciebie. Straciłeś przytomność. Severin jednakże nie jest pozbawionym uczuć mordercą, więc cały zapłakany przyniósł zakrwawionego ciebie. Mieliśmy już dzwonić po księdza, by z ostatnim namaszczeniem przyszedł, ale wtedy ty zmartwychwstałeś. Oto cała historia.
- Wcale nie płakałem. - Burknął gniewnie Freund.
- Jedyne pytanie. - Wank rzucił mi spojrzenie pełne wiary. - Co robiłeś na Wielkiej Krokwi? Bo chyba nie stoisz za porwaniem wkładek...?
Przez chwilę patrzyłem na nich bez słowa, cały osłupiały. Dopiero potem dotarł do mnie sens wankowego pytania.
Myśleli, że ja... Ale... W głowie mi to się nie mieściło. W życiu nie zrobiłbym takiego czegoś kumplowi z drużyny, nawet gdy jest wredny w stosunku do mnie.
- Nie ufacie mi? - Zapytałem cienkim głosem. Chciałem zachować się jak prawdziwy mężczyzna, ale emocje wzięły górę i musiałem uznać wyższość drżącej wargi.
- To nie tak - zaczął ugodowo Freitag. - Ale popatrz na dowody...
- Wy nic nie wiecie! - Zarzuciłem im i się rozpłakałem.
Bycie prawdziwym mężczyzną diabli wzięli.
***

Freitag: Vaterschaft

Gdy tak patrzyłem na Andreasa - na jego zapłakane oczka, drżące usteczka, zarumienione od płaczu policzki - odezwały się moje instynkty ojcowskie.
Fakt faktem, że w wieku niespełna dwudziestu trzech lat nie jestem gotowy na tacierzyństwo, ani tym bardziej na adoptowanie tak dużego chłopca (w sensie dosłownym i przenośnym, ja przy Wellingerze wyglądam niemalże jak krasnoludek przy ogrze), ale przecież to nie przeszkadza w zbieraniu doświadczeń.
Wyciągnąłem ze swojej tajnej skrzyneczki Milkę (moją ulubioną, z oreo) i poczęstowałem nią Wellingę. Chłopak jak się dopadł, tak zjadł całą! Aż wszystkie moje ciepłe uczucia względem niego zniknęły.
W każdym bądź razie, dzieckiem nie jestem, więc o czekoladę się nie kłóciłem. Poza tym, no cóż, Andreas jest teraz w trakcie dojrzewania, a chłopcy w tym wieku mają duże potrzeby gastronomiczne.
- Też dostałem liścik. - Wellinga przerwał ciszę, jednocześnie rękawem wycierając usta z czekolady. - Miałem na kogoś tam czekać. Nie wiem, na kogo.
- Ale... - Wank zmarszczył brwi. - Coś mi tutaj nie pasuje.
- Po co ktoś miałby kazać ci przyjść, wtedy kiedy mi? - zdziwił się Freund.
- Żeby doszło do takiej sytuacji, do jakiej doszło. - Niespodziewanie odezwał się Karl. - Ktoś najwyraźniej bawi się z wami w kotka i myszkę.
*************

więc siedzę sobie, piję kawusię i oglądam serial. w międzyczasie dodaję rozdział, modląc się, by szybko spłynęło na mnie oświecenie, co do dalszych rozdziałów ;d;d
(i tak trochę smuci mnie, że tak dużo wejść, a tak mało komentarzy, zarówno tutaj jak i na freidrehen :c to średnio motywujące)
see ya.

środa, 6 sierpnia 2014

[11.] love will either save you or kill you


Freund: alarm bojowy

Z zaciśniętym żołądkiem wpatrywałem się w twarz Wanka.
To nie działo się naprawdę. To było niemożliwe.
Po prostu nie.
- Sevi, wszystko w porządku? - Andi miał niepewną miną. - Wyglądasz jakbyś miał się zaraz rozkleić.
Oni nie rozumieją. Nie rozumieją tego, przez co ostatnio przeszedłem. Nie rozumieją mojego strachu, bólu i tęsknoty. Nie rozumieją mojego wzruszenie. Bo przecież od odzyskania moich wkładek dzieliło mnie tylko kilka kroków. Wystarczy pobiec na skocznie i...
A co jeśli to pułapka?
Scheisse.
- Andi, co teraz będzie? - Zapytałem łamiącym się głosem, jednocześnie siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach. Nerwowo nie wyrabiałem. Nie umiałem poradzić sobie z całym tym stresem, wszystko po prostu mnie przerastało. W życiu nie czułem się gorzej.
- Uratujemy twoje wkładki, nie martw się. - Wank poklepał mnie krzepiąco po plecach. - Coś wymyślimy, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze.
A ja mu uwierzyłem, bo co innego niby miałem zrobić?
*
- Chcę iść sam - powiedziałem stanowczo, zaciśniętą dłonią uderzając w stół. Przybrałem swoją najbardziej autorytarną minę i wyniosłym spojrzeniem zmierzyłem każdego mojego kumpla z osobna. - Tak chce porywacz i tak będzie.
- Ależ Severinie - Freitag pokręcił głową, nie kryjąc swojej dezaprobaty. - Jeszcze dwie godziny temu byłeś w zaawansowanej depresji. Baliśmy się, że pójdziesz do fanek piszczałek Schlierenzauera i wyzwiesz ich Gregusia od najgorszych skakajców i chłopczyków z końskimi uśmiechami.
- Richardzie, podjąłem już decyzję. Jedyne, co możecie dla mnie zrobić, to przygotować dla mnie broń. Porywacz chce wojny, więc będzie ją miał. - Powiedziałem sucho, ze złowieszczym błyskiem w oku. Czułem się wyprany z emocji, ale... ale gdzieś w środku pragnienie zemsty wołało we mnie tak głośno, jak jeszcze nigdy.
***

Wellinger: was ist los?

Chuchnąłem w zmarznięte dłonie, ze zniecierpliwieniem rozglądając się na boki. Noc była zimna i ciemna, jedynie jasno oświetlona Wielka Krokiew rozpraszała gęsty mrok. Kucnąłem tuż za toi-toi'em, by uchronić się przed lodowatymi podmuchami halnego. Czekałem już dwadzieścia minut, a nadal nie działo się nic nadzwyczajnego. Skocznia o tej porze była trochę upiorna - ciemność i pustka przyprawiały mnie o dreszcze. Ale nie, nie bałem się. Wiedziałem, że miało się tutaj dokonać moje przeznaczenie.
Żartuję, nic wtedy nie wiedziałem. Po prostu gadkę o przeznaczeniu na pewno strzeliłby Werter, gdyby był na moim miejscu. On, no nie wiem, jest naprawdę inspirującym facetem.
Więc kiedy tak kucałem w jakieś zaspie, usłyszałem kroki. Podniosłem się z gracją pantery śnieżnej i wbiłem wzrok w jasny snop latarki.
- Kim jesteś? - Zapytałem drżącym głosem. Nie miałem pojęcia, kogo miałem się spodziewać. Myślałem, że to znowu jakaś pani, która zacznie błagać mnie, bym rzucił wszystko w cholerę i został jej zięciem. Albo kolejny dziennikarz, urzeczony moją błyskotliwą karierą, chcący zrobić wywiad swojego życia, który przyniósłby mu Pulitzera.
Na pewno nie spodziewałem się jego.
Przez kilka minut trwaliśmy w milczeniu, po czym przybysz rzucił we mnie kilkoma małymi mydełkami, takimi jakie znajdowały się w pokojowych łazienkach hotelu, w którym zatrzymałem się razem z drużyną. Potem zostałem zaatakowany czerstwymi mannerami. Kilka okruszków dostało się do moich oczów, obraz przede mną stracił swoją ostrość. Przewróciłem się na ziemię, a wtedy napastnik zaczął mnie okładać. Poczułem słony smak krwi w ustach, w płucach zaczęło brakować mi powietrza, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętam była twarz wyglądająca jak twarz Severina i jego usta, mówiące upiornym głosem:
- Wellinga, kurwa, oddaj mi moje wkładki, nędzniku.
A potem zemdlałem.
*
- Chłopaki, zabiłem Wellingę!
- Gdzie Freitag?!
- Co ty mu zrobiłeś?
- Dlaczego on krwawi?
- Niech ktoś zrobi resuscytację! FREITAG! KOMM HIER SOFORT!
- On porwał moje wkładki! On! Wellinga! Myślałem, że jest przyjacielem, bratem. Wanki, dlaczego on mi to zrobił?
- Nie płacz, Sevi. Wszystko się wyjaśni, tylko musimy ocucić Wellingę.
- Gdzie pacjent?
- Ale ja go zabiłem!
- Panie, świeć jego duszy.
- Ale... Chłopaki, wiem, że nie jestem jeszcze nawet w trakcie studii medycznych, ale on, no nie wiem, wygląda jakby żył.
- I ty siebie chcesz nazywać lekarzem? Nawet trupa nie umiesz odróżnić...
- Ale...
- Zabiłem go i już nie dowiem się, gdzie moje wkładki!
- Keine Panik auf der Titanic, Sevi, wszystko się wyjaśni, zobaczysz.
- Hej, chłopcy...
- Zamknij się, Freitag. Nie widzisz, że uspokajam Sevika?
- Ale...
- Oesu. ale mi łeb napierdala. I co się dzieje, do cholery?
...
...
- WELLINGA?! TO TY ŻYJESZ?
***********

tak więc wracam po ponad dwóch miesiącach z rozdziałem, który pisał się bardzo opornie, o czym świadczy jego, powiedzmy łagodnie, przeciętność. No nie wiem, trudno mi, jest tu wymyślić coś fajnego, świeżego i śmiesznego, co by było jeszcze opakowane w dobry kunszt. Czuję straszną irytację, gdy włączą worda i próbuję coś w temacie mixofstories nabazgrać. może w tym tkwi problem.
póki co, wciąż zapraszam was do Fettnera, gdzie już prolog i pierwszy rozdział :) freidrehen.blogspot.com
i w ankietce też można wziąć udział :)
bye xoxo