Fettner: prawda zawsze wyjdzie na jaw
Ojej, Kofler, ta sprawa jest taka skomplikowana. Naprawdę podziwiam cię, że postanowiłeś wziąć ją w swoje ręce, bo to nie lada orzech do zgryzienia.
I słuchaj, czego się dowiedziałem.
Chciałem pogadać z Wellingą o tym, co zdarzyło się w MO. Fannemela nie chciałem płoszyć, więc rozmowę z nim od razu wykreśliłem z listy moich priorytetów. Zresztą Welli jest jeszcze młody, nie zna się na życiu, o wiele łatwiej go przechytrzyć, niż Norweskiego Króla Zła.
Zauważyłem, że Wellinga stoi przed automatem ze słodyczami i kupuje sobie batona. Szybko złapałem Niemca za fraki (jakie szczęście, że nie miał już na sobie tej komicznej kamizelki) i zaciągnąłem go do mojego pokoju. Muszę przyznać, że Welli nie miał za wesołej miny. Jego oczy były czerwone i zapuchnięte, zupełnie jakby przed chwilą przestał płakać, a jego dłonie drżały niczym u osoby z Parkinsonem. Chłopak podniósł na mnie przerażone oczy; mógłbym przysiąc, że pomyślał, iż jestem pedofilem i chcę zrobić mu coś bardzo brzydkiego.
Cóż, mogło trochę na to wyglądać.
W każdym bądź razie postanowiłem trochę go uspokoić, bo nie daj Boże, a jeszcze by mi się tam całkiem rozkleił.
- Spokojnie, młody. Chcę tylko pogadać.
- Nie zamierzam być twoim ukrytym chłopakiem. - Zdecydowanie orzekł Andreas.
Przyjąłem jego oświadczenie głośnym prychnięciem. Nie sądzisz, że dzisiejszy świat jest strasznie zepsuty? Nie można być niczego pewnym, NI-CZE-GO! Skąd wiadomo, czy, dajmy na to, taki tam Hofer nie jest czasem babą, której nagle zamarzyło się bycie mężczyzną, no powiedz mi, skąd?
Okej, już nie zbaczam z tematu.
- Powiem krótko - złapałem za krzesło i, ustawiwszy je naprzeciwko Wellingi, usiadłem. - Widziałem jak wyjąłeś z kieszeni liścik, upuściłeś go, a potem udawałeś, że znalazłeś go na podłodze.
- To nie tak, jak myślisz. - Już nie tylko dłonie Wellingi drżały jak szalone, ale również jego warga.
Zamknąłem oczy, w duchu licząc do dziesięciu.
Znam się na wielu rzeczach, naprawdę. Potrafię przykręcić śrubkę i ugotować zupę kalafiorową, umiem zrobić wino z czarnej porzeczki i wyprasować koszulę. Ale jest coś, z czym sobie nie radzą.
Opieka nad dziećmi.
Bo dzieci mnie przerażają. Bardzo. Ich wielkie oczy i pytania wzięte z kosmosu. Zmienienia pieluch, rozwyte bachory... pff, to zdecydowanie nie dla mnie.
A Wellinga, no cóż, Wellinga wyglądał jak przerośnięty bachor, któremu zabrano ulubionego lizaka.
Był o krok od rozpaczliwego płaczu.
Send help!
- Wyluzuj, koleś. - Mruknąłem, gdy po policzku Wellingi spłynęła łza.
- Dlaczego nikt mi nie wierzy? - Zapytał smutno. Trochę żal mi się go zrobiło, zwłaszcza, że słyszałem kiedyś, że Andi nie ma lekko w niemieckiej drużynie, ale, co tu dużo mówić, próbowałem grać twardą glinę.
- Dowody świadczą przeciwko tobie - powiedziałem, celując palcem w jego pierś. - Wellinga, powiedz mi, co jest grane i będziesz wolny.
Andreas przez chwilę patrzył z wahaniem na mój palec, ale w końcu wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać...
***
Wellinger: Cierpienia młodego Wellingi vol. II
Tego ranka trener kazał mi trochę sobie potruchtać. A ja, jako że jestem gorliwym i posłusznym sportowcem, spełniłem jego zalecenie. Bez pośpiechu biegłem przez jeszcze pustą o tej porze Wisłę, w skupieniu słuchając muzyki klasycznej, którą niegdyś zgrałem sobie na mojego iPhone'a. Z trudem udawało mi się nie myśleć, o bałaganie, w jaki ostatnio przeobraziło się moje życie. Targały mną różne emocje, nie umiałem odeprzeć ataków mojej ciemnej strony, odciąć się od ponurych myśli, ale w tamtej chwili to nie miało znaczenia. Byłem tylko ja, Mozart i bieg.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Ktoś mocno pociągnął mnie za moją żółtą kurtkę, jednocześnie zatykając ręką moje usta. Brutalnie zostałem wciągnięty w jakieś krzaki. Na początku myślałem, że to moje groupie; niektóre dziewczyny miewały naprawdę sza-lo-ne pomysły, ale szybko zorientowałem się, że znalazłem się w o wiele niebezpieczniejszej sytuacji.
Mój porywacz miał na twarzy czarną kominiarkę, widziałem jedynie jego rozbiegane oczy i słyszałem głos, który, no cóż, wydawał mi się znajomy. Jednakże przysięgam na Boga, że nie potrafię zidentyfikować posiadacza ów głosu. Byłem zbyt przestraszony, by myśleć trzeźwo.
- Mamy twojego psa - syknął porywacz. Przycisnął mnie kolanem do ziemi i zdjął dłoń z moich ust, by wyciągnąć z kieszeni telefon. Chciałem krzyknąć 'Hilfe!', ale gdy otworzyłem usta, mój napastnik posłał mi spojrzenie mrożące krew w żyłach, więc nie chciałem ryzykować, bo jeszcze by mnie zabił albo coś gorszego. - Tu jest dowód. - Mężczyzna podsunął mi pod twarz smartfona, a ja z przerażenia cicho pisnąłem.
Na ekranie widniało zdjęcie rudego spaniela z czarną, ćwiekowaną obrożą, który leżał zwinięty w kłębek obok gazety, chyba Der Spiegel, datowanej na ów dzień.
- Wellingernator! - szepnąłem, uświadamiając sobie to, co właśnie się działo.
Oni mieli mojego pieska, mojego cudownego Wellingenatora, mojego pieszczoszka najwspanialszego. Oh Gott, przetrzymywali go jak jakiegoś zakładnika, grozili mi, gdybym nie spełnił ich zachcianek to... to...
Na samą myśl o tym, pod moimi powiekami gromadziły się łzy.
- Zrobisz, co ci każę, inaczej twój Hund będzie kaputt. Verstehst du? Hahahaha. - Zaśmiał się, nieudolnie naśladując niemiecki akcent.
Mój pies był w opałach, a ja byłem szantażowany.
Musiałem zrobić to, co mi kazali, rozumiesz, prawda? Musiałem!
*************
witam moje panie. cieszę się, że podoba wam się nowy nagłówek, myślę, że taki Sevi bardzo pasuje do tego opowiadania ;)
a z pytaniami zapraszam tutaj: ask.fm/globalnie
Zazwyczaj w opowiadaniach w których występuje Wellinger jest on dupkiem, ale strasznie podoba mi się jego rola, którą "gra" w twoim opowiadaniu. Wrażliwy, szantażowany, wykorzystywany przez kolegów i z depresyjnymi myślami. I kochający swojego pieska XD Rozdział mi się podoba, i jestem ciekawa czy Sevi odzyska w końcu swoje wkładki?
OdpowiedzUsuńChyba bałabym się spróbować kalafiorowej Fettnera. Nie żeby coś, w końcu uwielbiam Fettisia i garściami brałabym od niego wszystko, co by mi dał, ale nie kalafiorową, nein. Das ist nich gut. (Przez Ciebie cofam się do gimnazjum i zaczynam gadać po niemiecku, no weź!)
OdpowiedzUsuńAle okej, Wellingenatorem mnie rozpieprzyłas na atomy. Czytałam w autobusie i ludzie się dziwnie gapili jak zaczęłam piszczeć ze śmiechu, ale wyobraziłam sobie takiego zapłakanegp Andusia krzyczącego "Wellingenator!" Boże, masz ode mnie ogromnego buziaka w swoją cudowną główkę za to, ze raczysz nas takim cudem, dzięki któremu przez te chmurzyska dostrzegam jakieś słonko.
Boże, jak nic jestem pewna, że to Norki. Ale pewnie się mylę. No dobra, łejtam na ciąg dalszy :D