Kofler: ofensywa
- Podsumowując nasze śledztwo... - Zacząłem głośno, prześlizgując wzrokiem po twarzach zebranych. - Mamy solidne postawy, aby winnymi kradzieży wkładek i psa uznać Andresa F. i Ulrikę L. A Andreas W. i Pascal B. są winni brania współudziału w przestępstwie.
- Pff, byłem szantażowany! - Oburzył się Wellinga. Oczywiście został poparty przez swoich rodaków.
- Okej, w takim razie skupmy się na Fannisie. Musimy opracować plan dostania się do bacówki, znalezienia wkładek i aresztowania Fannemela. Fettner, mów czego się dowiedziałeś. - Przekazałem głos mojemu asystentowi.
Manu wyszedł na środek pokoju, błyskając zębami w szelmowskim uśmiechu.
- Cześć wam. - Przywitał się grzecznie. On to jednak jest ułożony. - Freundi nie smutaj, znajdziemy twoje wkładki i już niedługo będziesz mógł je żuć do upadłego.
Sev odwdzięczył się słabym uśmiechem.
- Przechodząc do istoty sprawy... Kofi, słyszysz jakich ładnych słów się nauczyłem, dzięki tobie? W każdym bądź razie, ustaliłem, iż bacówka Jędrzeja jest pilnie strzeżona przez drut kolczasty, buldogi i wpienionego Bardala, rzucającego pyrami. Ponadto Fannamel ma w środku karabin na śnieżki oraz podwędzoną Królowi Walterowi małą siekierkę. Niewykluczone, że będzie chciał wziąć na zakładniczkę Ulrikę, która siedzi w bacówce i uczy się robić oscypek. Według moich ustaleń, wkładki powinny tam być, aczkolwiek nie znam miejsca ich położenia. Wellingator natomiast jest przywiązany koło kominka. Dobra wiadomość, ma miskę pełną Pedigree.
- On boi się ognia. - Załkał cicho Wellinga.
No cóż, ta sprawa przerastała psychicznie każdego, zwłaszcza takich młodych i niedoświadczonych ludzi jak Welli.
- Spokojnie, brachu. Wszystko mamy pod kontrolą. Właściwie nic nie jest pod kontrolą, ale myśl, że wszystko jest w porzo. Pozytywne myślenie to podstawa. No wiesz, butelka do połowy pełna i takie tam... - Paplał Fetti, a Wellinga tylko wpatrywał się w niego okrągłymi oczami.
No cóż, byle tylko Wellinga się nie mazał.
- Po prostu ich zaatakujmy - zaproponował Freund, który już nie mógł się doczekać, aż będzie mógł wziąć odwet za swoje wkładki. Oj, nie chciałbym być w skórze Fannisa. - Niech ten kurdupel poczuje moc moich dorodnych siekaczy.
- Możemy użyć też gazu rozweselającego! - Zaproponował Wanki, podniecony jak czternastolatek pierwszy raz w życiu oglądający porno. - Przydałoby się też coś na Bardala, bo wątpię, żeby pobiegł za kiełbasą, którą byśmy mu rzucili. Chociaż... Czasami ma takie psie odruchy.
- I nawet merda tyłkiem. Czasami. - Poparł go Geiger.
- Zografski-Wampir też z nami pewnie pohasa i wyssie krew z tego złoczyńcy! - Rzucił znowuż Wank. Coś go niechybnie oświeciło, iż sypał pomysłami jak z rękawa. - I Ammann z różdżką, Stefcio z Żubrówką, a Hofer weźmie krótkofalówkę i Mirana, bo wiadomo, że Hofer hejci Norwegów jak baranek wielkanocny Mikołaja. No i nie zapomnijmy o Pointnerze... Ten to dopiero przyfasoli chorągięwką Fannisowi!
- Wow, Wanki, twoja inwencja twórcza sprawiła, iż zaniemówiłem. - Powiedziałem, byle tylko przerwać ten słowotok Niemca. - Ale myślę, że zrobimy tak...
*
Mróz skrzypiał pod butami, gdy parliśmy przez śnieżne zaspy hen pod bacówkę Jędrzeja. Ta noc była ciemna i zimna, zupełnie jakby Fannemel przejął władzę nad światem i Kosmosem. Cisza jaka panowała wokół dudniła w uszach, jedynie cichy szloch Wellingi trzymał nas przy zdrowych myślach. Jakkolwiek to brzmi.
- Już ją widać. - Szepnął Fettner.
Rzeczywiście w oddali widać było jasny snop światła. Moi towarzysze, aż zatrzymali się na chwilę, wbijając wzrok w niewielką chatkę, jakby czując, że tam dopełni się ich przeznaczenie. A przynajmniej przeznaczenie Freunda, który będzie musiał stoczyć zawzięty bój z Fannemelem. I nie ukrywam, że może to być walka na śmierć i życie.
- Raz kozie śmierć. - Stwierdził Severin i ruszył naprzód. Jego determinacja była godna podziwu. Rety, jak on kochał te wkładki to głowa mała. Może Ulrika ukradła je, bo była o nie zazdrosna? W końcu znaleźliśmy jakiś sensowny motyw!
Najważniejsze pytanie jednak brzmiało: Co wspólnego z tym wszystkim ma Fannemel? Bo jakoś nie wierzyłem, by zbudował całą tą intrygę z nudów. Z nudów bowiem można się uchlać, a nie popełniać takie straszne przestępstwa.
- Przygotujcie się. Zaczynamy. - Powiedziałem spokojnie. Jako jedyny nie telepałem się jak osika. Doświadczenie nie pozwalało mi stracić zimnej krwi i zdrowego rozsądku. Dlatego też czułem się odpowiedzialny, by utrzymać moich kompanów w względnym spokoju. Panika była nam potrzebna jak kotu kość.
Przystąpiliśmy zatem do operacji: "Jak upolować norkę". Fettner zgrabnie niczym japoński ninja wspiął się na dach bacówki, gotowy w każdej chwili wskoczyć przez komin (uznaliśmy, że skoro ta sztuczka udaje się świętemu Mikołajowi to dlaczego by nie Manuelowi?), Wellinga i Bodo obeszli bacówkę i znaleźli tylne wyjście, Wank kombinował coś przy uchylonym oknie, Freitag kręcił się w pobliżu z zestawem małego lekarza, a Geiger zaczął odprawiać egzorcyzmy przed Bardalem (Karl myślał, że to serio na niego zadziała, ale dla was było ważne tylko to, że Bardal się wpieni i będzie ganiał Geigera po całych Tatrach). Natomiast ja i Severin grzecznie zapukaliśmy do drzwi wejściowych.
Otworzył nam Fannis z cygarem w gębie, ubrany w biały, gruby szlafrok. Jednakże nie wydawał się być zdziwiony naszym widokiem, co więcej on na nas czekał!
Scheisse, wpadliśmy w pułapkę!, pomyślałem.
Norweg gestem zaprosił nas do środka i kazawszy się nam rozgościć, nalał do literatek whisky. Spojrzeliśmy po sobie z Severinem, oszołomieni. Czy plan Fannemela polegał na uśpieni naszej czujności oder wyprowadzeniu nas z równowagi?
- Czemu mogę zawdzięczać waszą wizytę? - Zapytał tymczasowy pan domu, po czym wziął łyka swojego drinka.
Znowu wymieniliśmy spojrzenia z Freundem. W końcu wzruszyłem ramionami i postawiłem wszystko na jedną kartę.
- Chcemy wkładek Severina. I psa Wellingi. Wiemy, że to ty je masz.
Anders nonszalancko wypuścił dym z ust wprost na nas, po czym uśmiechnął się iście diabelsko i tak bardzo w swoim stylu. A ja nie wierzyłem świadkom, gdy mówili, że Fannemel to czyste zło!
- Może i je mam. - Odparł, wygodniej rozsiadając się na fotelu.
- Więc? - Severin uniósł do góry jedną brew. Wcześniej ustaliśmy, że nie może dać się ponieść emocją i ma być bardziej kamienny niż Janne Ahonen.
- A co wy możecie ofiarować mi w zamian? - zapytał nieco rozbawiony. Ewidentnie grał z nami w kotka i myszkę, ale nie ze starym Koflerem takie numery!
- Święty spokój i wiadro mannerów.
Reakcja Norwega była niespodziewana - blondyn wybuchnął głośnym śmiechem. To mi się nie spodobało. Bo jak można śmiać się z mannerów? O mannery powinien błagać nas na kolanach!
- Chłystek smarkaty. - Syknął cicho Sevi, zaciskając dłonie w pięści. Ostatkiem sił powstrzymywał się, by nie rzucić się na Fannemela i by nie nie wyrwać z jego dupy tych krótkich nóżek.
- Mam jedno pytanie. - zaczął zamiast tego. - Dlaczego?
Fannemel spoważniał. Odłożył już pustą literatkę oraz cygaro na bok, po czym splótł palce i patrzył na nas spod rzęs.
- To jest ten moment, w którym powinienem wyśpiewać wszystko jak na spowiedzi, wszystkie dlaczego i to, co zaraz z wami zrobię, bym mógł w spokoju dokonać swojego złowieszczego planu? - Uśmiechnął się drwiąco.
- Właśnie tak, bracie, więc śmiało. - Prychnąłem.
- Tylko, że nic takiego nie nastąpi. Mój plan został już zrealizowany w stu procentach. - Anders wypiął dumnie pierś i wyszczerzył się jak głupi do kawałka sera.
Nasza konsternacja natomiast się pogłębiła.
No cóż, nastał ten moment, w którym trzeba było przejść do ofensywnego planu działania.
Nie minęła minuta, a z kominka wyszedł osmolony Fettner. W tejże chwili też do pokoju wpadli Wellinga, Bodo, Freitag i Wank trzymający za fraki Ulrikę. Okrążyliśmy zaskoczonego Fannemela i z groźnymi minami spowodowaliśmy, że w jego zimnych oczach zalśniło coś na kształt paniki.
- Gdzie wkładki, gnoju?
- I gdzie mój pies?
Fannis zrobił się jeszcze mniejszy niż w rzeczywistości jest, po czym wziąwszy głęboki wdech powiedział:
- Fanniszauer jest w przybudówce obok bacówki.
Wellinga pisnął radośnie, po czym pobiegł w rzeczone miejsce.
- I... - Freund złapał Norwega za szlafrok i podniósł go ku górze. Chłopak, już autentycznie przerażony, otworzył usta, by zdradzić swój wielki sekret, kiedy to główne drzwi stanęły otworem, a Bardal z miną mordercy wepchnął związanego Geigera i przyłożył scyzoryk do jego tętnicy.
- Odłóż mojego ziomka na ziemię i cofnij się Przeżuwaczu, inaczej ten nędznik zginie. - Zagrzmiał...
**********
O rany, kiedy wczoraj dodawałam ogłoszenie to nie myślałam, że uda mi się dzisiaj skończyć ten rozdział. Ale zmęczyłem go, jedząc przy tym tyle pierników, że brzuch duży. No i śnieguje za oknem, a z takimi widokami to od razu lepiej się pisze :)
A jeśli mało wam takich bzdur jak powyżej to wciąż zapraszam na bzdurę w wersji świątecznej: welcome-xmas.blogspot.com